— Przestań, Sewer.
— Przeczytaj to jej przez telefon — zaśmiał się Chochla. — Jeżeli już śpi, to Gogo powtórzy jej to jutro przy śniadaniu.
— Jesteś świnią — skrzywił się Strąkowski.
— A ty jesteś tym rybakiem z twego wiersza. Kate się kąpie, a Jaś z wędką w ręku podgląda. Cha... cha... Tylko żeś nie widział jej nigdy w jeziorze. Najwyżej w wannie i to przez dziurkę od klucza.
— Uspokójcie to tłuste zwierzę, bo je zabiję — warknął Strąkowski.
— Czy wiecie co to jest wędka? — zapytał Tukałło.
— No? — zaciekawił się Ali Baba.
— Wędka to na jednym końcu robaczek, a na drugim głuptaczek. No, ale sądzę, że ten wiersz należy oblać czymś szlachetniejszym. Jak myślisz, Ali Baba?
— Naturalnie — ze zwykłą gotowością zgodził się Załucki. — Może koniak?
— Dla Strąkowskiego nie radzę — powiedział Chochla. — Ze względu na jego wiek i na adresatkę jego westchnień raczej dać mu „Liebfraumilch“.
— Bardzo dowcipne — żachnął się Strąkowski.
Łada rozbawiony zapytał:
— Niech-że się i ja dowiem, kto jest ową adresatką? Widzę, że jest to tajemnica publiczna.
— Może pan zapytać nawet tutejszego portiera, albo gazeciarza na rogu — zapewnił go Chochla. — Każdy panu powie, do kogo cholewki smali ten młodzieniec.
— Cóż za wyrażenie — zgorszył się estetyczny Muszkat. — Cholewki!
— Chodzi o panią Kate — wyjaśnił Załucki.
— Ach, o tę piękną blondynkę? To zdaje się żona pana Zudry?
— Tak.
— Wspaniała. Widziałem ją z wami na wernisażu. Ma szczęście ten Zudra. Czym on się właściwie zajmuje?
— Nie wiem — potrząsnął głową Załucki.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/183
Ta strona została skorygowana.