Przed tygodniem zdarzył się jeszcze nieprzyjemniejszy wypadek. Gogo zapoznając się stopniowo z gospodarstwem, zajrzał do tak zwanej „małej kancelarii" domeny rządcy, pana Bartłomiejczaka i pisarza Zudry. Kate towarzyszyła kuzynowi. Rządca był w polu. Natomiast pisarza zastali w małym wybielonym pokoiku. Siedział pochylony nad stołem i coś pisał.
— Dzień dobry, Maciek — rzucił Gogo. — Już pan przy robocie?
— Moje uszanowanie panu hrabiemu, moje uszanowanie panience — zerwał się Maciej i pospiesznie zakrył zeszyt.
— A cóż tam pan piszesz? — Gogo końcem steeka wskazał na stół.
— To... proszę pana hrabiego... tak... moje prywatne rzeczy...
Był widocznie zmieszany, a Gogo zaśmiał się: — Eee?... Chyba wyleczyłeś się pan z dawnego nałogu?... Chyba nie wiersze?... Co?...
Maciej poczerwieniał, a Kate, która organicznie nie znosiła przykrych sytuacyj, zapytała:
— Panie Maćku, czy kuropatwy z wczorajszego polowania odesłano już do miasta?
— Tak jest, panienko. Poszły o piątej rano. Zostało tylko dwadzieścia sztuk dla pałacowej kuchni i trzy pan administrator Ziembiński wziął dla siebie. Poszło sto dziewięćdziesiąt sześć sztuk.
Gogo poklepał się po kieszeniach i powiedział:
— Zapomniałem papierosów. Dobrze, że pan tu jest. Skoczno pan do mego gabinetu. Papierośnica musi tam leżeć, albo ją zostawiłem w gorzelni...
— W tej chwili, panie hrabio.
Polecenie było wyraźne i musiał je spełnić, starając się ukryć podejrzenie co do jego pobudek.
I rzeczywiście hrabiemu chodziło tylko o przejrzenie zeszytu. Był pewien, iż znajdzie tam wiersze i ich lekturą chciał ubawić Kate. Nie mylił się. Gruby zeszyt zapisany był wierszami. Wśród wybuchów śmiechu zaczął czytać. Może te dość niezgrabne liryki nie wydawałyby się tak naiwne i tak komiczne, gdyby Gogo
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/22
Ta strona została skorygowana.