i indywidualnością autora. A indywidualność tę może zrekonstruować tylko wtedy, gdy zna wszystkie utwory danego pisarza.
Na ten temat rozpaliła się dyskusja.
Tymczasem Gogo z Czumskim zorganizowali stolik bridge‘a, którego grywano tu bardzo rzadko. Reszta towarzystwa podzieliła się na grupki. Przed kolacją przyszło jeszcze kilka osób.
Tyniecki czuł się nieco skrępowany w tym środowisku, którego dotychczas nie znał. Przy stoliku siedział między Załuckim i panią Jolantą, lecz pochłonięty był sporem, który toczył się między Tukałłą i Kuczymińskim o wartość Ibsena. Tukałło twierdził, że na Ibsenie zasypia i przyznawał mu jedynie pozycję historyczną, martwą, Kuczymiński przeciwnie znajdował w nim cechy aktualne, wyrażał natomiast przekonanie, że autora tego nie można dziś grać dawnym stylem.
Pani Jolanta zwróciła się do Tynieckiego:
— Pan jest kuzynem Kate?
— Tak, proszę pani.
— Jest zachwycająca. Kończę właśnie jej portret i wróżę sobie na wiosennym wernisażu wielkie zwycięstwo. Pan rzadko bywa w Warszawie?
— Mieszkam w Wielkopolsce, a ostatnio dużo podróżowałem.
— Pan jest bogaty?
Tyniecki uśmiechnął się:
— Nie mam prawa uskarżać się na materialne braki. Dlaczego to panią zainteresowało?
— Jako malarkę. Przyglądam się panu i nie mogę uchwycić pańskiego typu. Pan jest trudny.
— Z malarskiego punktu widzenia?
— Nie, w ogóle. Jedno zawsze idzie w parze z drugim.
— Jeżeli będę miał możność poznania pani bliżej, postaram się pani dowieść, że należę do natur bardzo prymitywnych, nieskomplikowanych i właśnie łatwych do poznania.
— Wątpię — potrząsnęła głową. — Mam dobrą intuicję. W panu wyczuwam naturę wysoce skomplikowaną. Jest w panu kilka istot zupełnie różnych, a wszystkie razem ukrywa pan jak w futerale w swojej powierzchowności.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/228
Ta strona została skorygowana.