— Intryguje mnie pani sąd. I jakież to istoty dojrzała pani przez futerał?
— Przede wszystkim kogoś trzymanego na uwięzi — mówiła z przymkniętymi oczami — kogoś bardzo namiętnego, istną burzę, huragan namiętności. Kogoś, kto dla jej zaspokojenia gotówby zginąć, mordować, świat rozsadzić...
— O kim pani mówi? — z zaciekawieniem pochyliła się ku niej siedząca w pobliżu Kate.
— O jednej z ukrytych osobowości pani kuzyna.
— Tak dalece ukrytych — zaśmiał się Tyniecki — że nic o jej istnieniu nie wiem. Odwrotnie, zawsze uważałem siebie za wyjątkowo umiarkowanego jeżeli chodzi o zmysłowość.
— Ależ wcale nie chodzi o zmysłowość tylko o namiętność.
Natury namiętne nigdy nie bywają zmysłowe. Nie wolno tych rzeczy mieszać. Mówiłam o namiętności, która jest siłą pchającą człowieka do upragnionego celu. Celem tym może być równie dobrze osiągnięcie władzy, jak zdobycie kochanej kobiety lub wygranie wyścigu. Otóż pan niewątpliwie ukrywa w sobie szalone namiętności. I proszę mi wybaczyć szczerość, ale mówi pan nieprawdę, twierdząc, że nic o nich nie wie.
— Jeżeli tak mam to rozumieć — poważnie przyznał Tyniecki. — To nie zamierzam przeczyć.
— A widzi pan!
— Nie sądziłem jednak, że robię jakiekolwiek widoczne dla ludzi wysiłki, by to ukryć.
— Otóż robi to w panu druga istota. Bardzo dziwna istota.
— Uosobienie skromności? — zażartował.
— O nie, przeciwnie. Pycha.
— Tu się chyba pani myli — powiedziała Kate.
— Nawet na pewno — dodał Tyniecki.
Jolanta zamyśliła się:
— Możliwe, że źle ujmuję to, co wyczuwam w panu. Ale to na pewno jest pycha, nie zarozumiałość, lecz pycha. I właśnie skromność, o której pan mówił jest funkcją tej pychy. Pan musi zachować incognito, znosić to, że ludzie nie przyznają panu tych wartości, które pan widzi w sobie. Ale wierzy pan, że nadejdzie dzień, gdy stanie pan w pełnej chwale i wspaniałości.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/229
Ta strona została skorygowana.