nie akcentował niektórych słów i nie ilustrował niektórych zwrotów patetycznymi gestami.
— Daj spokój. Gogo — poprosiła Kate.
— Czekaj, czekaj, jest tu jeszcze i proza! — zawołał. — O, Prudy, nieświadome własnego szczęścia! Nawet nie przeczuwacie, że będziecie kiedyś sławne, jako kolebka wieszcza! Patrz, tu jest nowela.
— Nie, Gogo, — położyła rękę na zeszycie. — To niedelikatne. Zostaw to. Pomyśl, że Maciek może nadejść. Było by to dlań dotkliwie przykre...
Uwagę tę wypowiedziała jednak za późno. Maciek wracał właśnie i przechodząc koło okna, przy którym stali, musiał zobaczyć Goga z otwartym zeszytem w ręku i z rozbawioną miną. Wszedł i nie patrząc na nich zameldował, że papierośnicy nie znalazł.
— Zostawiłem ją prawdopodobnie w sypialni — mruknął Gogo.
Skinął głową i wyszli.
Incydent ten w niczym nie zmienił stosunku pana Maćka do pałacu. Kate czuła jednak, iż w duszę tego człowieka musiała głęboko zapaść uraza do Goga. A może stał się też bardziej nieśmiały. Od tego dnia — jak to zauważyła — nie przychodził już do biblioteki po książki, chociaż bynajmniej nie cofnięto mu pozwolenia, z którego zawsze korzystał.
— Tak — myślała Kate — on musi nie cierpieć Goga. Może nie ma w naturze mściwości, ale w tym wypadku... Z jakąż łatwością będzie mógł go poniżyć. Bez żadnego wysiłku, nawet bez okazania złej woli. Przecie łaską z jego strony będzie, jeżeli pozwoli zabrać uzurpatorowi bodaj osobiste rzeczy...
Z sali balowej znowu płynęły dźwięki walca. W długiej amfiladzie raz po raz przesuwały się nie tańczące i zaabsorbowane flirtem pary.
— O, Kate! Znalazłem cię nareszcie! — usłyszała za sobą głos Goga. — Gdzieś się ukrywała! Szczęście moje!
Iskrzyły mu się oczy, był lekko zgrzany tańcem i podniecony winem. Było mu dobrze we fraku. Niższy był i szczuplejszy od Macieja, ale w całej sylwetce miał ten wykwint, tę niewymuszo-
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/23
Ta strona została skorygowana.