swoje powodzenie nawet w stosunku do przyjaciół własnego męża, może go mieszać z błotem itd... itd...
Była to jedna z owych dręczących beznadziejnych nocy, która zakończyła się jak zwykle wybuchami płytkiej skruchy i jeszcze bardziej nieznośnych czułości.
Stąd to rozhuśtanie nerwów i różne dysproporcje w ocenie własnych odczuć. Spojrzała jeszczce raz na idącego obok Tynieckiego. Oczywiście wywiera miłe wrażenie i na pewno nie jest człowiekiem ani pustym ani nieciekawym. Ale pani Jolanta stanowczo uroiła coś sobie na jego temat.
— Jakże się pan czuje w Warszawie? — zapytała Kate.
— Słucham? — ocknął się.
— Jak się pan czuje w Warszawie — powtórzyła. — Czy po wielkich miastach Zachodu nie wydaje się panu tu bezbarwnie?
— O nie, proszę pani. Wszystkie wielkie miasta, które poznałem, były dla mnie zajmującą egzotyką, tęskniłem do kraju.
— Do Prudów?
— Może — uśmiechnął się do niej, — ale do tych Prudów, do których już mam dostęp zamknięty, do Prudów, z którymi się zżyłem: do folwarku, do oficyny, do pokoju kredensowego, do bryczki służbowej... Do ludzi, do tych samych ludzi, którzy i dzisiaj tam są, lecz już nie potrafią mówić ze mną tak, jak dawniej, i patrzą inaczej... Nie ma już dawnych moich Prudów.
— Czyż te nowe nie dały panu dostatecznego ekwiwalentu uczuciowego?
— Nie — odpowiedział krótko i zamilkł.
Znowu długo milczeli i Kate przyszło do głowy, że ten człowiek, tak zajmująco umie milczeć. Odnosiło się wrażenie, że w tym milczeniu jego myśli pracują intensywnie, rytmicznie, że układają się jak piramida w konsekwentną całość, której skutkiem musi być jakieś nowe odkrycie czegoś w sobie lub w tym, z kim w danej chwili przebywa. Właśnie wyczuwało się z nim ten dziwny kontakt podczas jego milczenia. Tylko Fred Irwing z jej znajomych umiał przez dłuższy czas nie odezwać się ani słowem. Ale w milczeniu Freda wyczuwało się jakiś chaos, bez-
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/245
Ta strona została skorygowana.