w oczach. — Chyba tu oszaleję bez ciebie. Zamknę się w domu, wyłączę telefon i będę myślał tylko o tobie... Kasieńko, nigdy chyba tak bardzo cię nie kochałem, jak teraz... Wierzysz mi, powiedz, że mi wierzysz?!...
— Wierzę, Gogo, ale już wysiądź. Za minutę pociąg rusza.
— Pa, kochanie, pa...
— Do widzenia.
Przez na wpół zamarzniętą szybę widziała jak powiewali z oddalającego się peronu kapeluszami.
Około trzeciej po północy pociąg zatrzymał się na małej zaśnieżonej stacyjce. Czekał już tu wielki czarny samochód z Prudów. Lokaj i szofer przywitali ją serdecznymi uśmiechami. Odrobinę zdziwiła się, że Tyniecki sam nie przyjechał na stacje. Oczywiście przypuszczenia pani Jolanty co do jego rzekomej miłości były nonsensem. Zresztą od najbardziej szarmanckiego mężczyzny trudno wymagać, by w środku nocy jechał po swoją daleką kuzynkę, chociażby nawet podobała mu się trochę. Perswadowała sobie, by się pozbyć tego uczucia zawodu, które było zupełnie nie uzasadnione.
Prudy spały. Wachlarz reflektorów oświetlił na mgnienie fronton pałacu, kontury klombów drzew na gazonie i aleje parku milczącego w ciężkiej okiści. Jakże to wszystko było jej bliskie i jak — dawne...
Wóz zatrzymał się i jednocześnie otworzyły się drzwi. Widocznie ktoś jednak czuwał. W hallu było prawie ciemno. Tylko na kominku palił się ogień. W jego blasku poznała Tynieckiego.
Przywitali się w milczeniu. Pomógł jej zdjąć futro, boty i wtedy dopiero zapytał:
— Mam nadzieję, że podróż nie zmęczyła pani zbytnio?...
Czy nie zziębła pani w aucie?
Spojrzała nań przelotnie. Był poprawnie konwencjonalny i nic poza tym.
— Dziękuję panu. Mróz jest dziś duży, ale ogrzeję się przy kominku.
— Może napije się pani grzanego wina?...
— O nie. Służba już śpi. Nie warto sobie robić kłopotu.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/257
Ta strona została skorygowana.