— Wino jest już zagrzane — odpowiedział, i gdy siadła przed kominkiem nalał jej nie duży pucharek.
— Jak się ma ciotka Matylda — zapytała Kate.
— Bardzo nie dobrze. Jest poważne osłabienie mięśnia sercowego i złe funkcjonowanie zastawek. Nie znam się na tym, ale zastałem matkę bardzo zmienioną. Pojutrze rano mają ją zabrać do Wiednia. Zachodzi podejrzenie jakiejś intoksykacji wewnętrznej.
— A czy taka długa podróż niczym nie grozi?
— Lekarze za nic nie ręczą. Znajdują, że są szanse pomyślnego dowiezienia do Wiednia, gdzie trzeba przeprowadzić cały szereg analiz, zdjęć roentgenowskich itp. Utrzymują, że bez tego koniec musi nastąpić za kilka tygodni, bo stan chorej stale się pogarsza.
— To bardzo smutne. A jaki jest jej stan psychiczny?
— Zmęczenie. Czasami bywają przypływy zdenerwowania.
— Biedna ciocia Matylda. Dużo czasu pan z nią spędza?
— Nie, proszę pani. Zabroniono jej rozmawiać. Kilka minut w ciągu doby wyczerpuje matkę tak, że później konieczne są zastrzyki pobudzające działalność serca. Na szczęście stosuje się do wskazówek lekarzy. Ile razy z nią rozmawiałem tyle razy powtarzała życzenie, by panią sprowadzić do Prudów. Moja matka nie wierzy, o ile mogę sądzić, w swoje wyzdrowienie. Może pani pozwoli, że doleję gorącego wina. Tamto zdaje się wystygło.
— Dziękuję panu — podała swój kieliszek. Teraz dopiero zauważyła, że Tyniecki stoi przy jej fotelu. Zapytała tonem wymówki:
— Czemu pan nie siada?
Milczał przez moment, a później powiedział:
— To takie ładne wspomnienie. Przed tym kominkiem pani tak często siadywała wieczorami z notatnikiem na kolanach. Wydawała pani dyspozycje na jutrzejszy dzień, a ja stałem tak, jak teraz i usiłowałem zapamiętać wszystko... Czy pani zachował się w pamięci bodaj jeden taki wieczór?
Rzuciła spojrzenie na niego, na stare angielskie fotele, na przytłumione kolory dywanów, wyłonione z mroku jaskrawymi
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/258
Ta strona została skorygowana.