jednak muszę wiedzieć, czy nie będzie on dla ciebie zbyt przykry. Powiedz szczerze, zupełnie szczerze: czy lubisz Rogera?... Czy wydaje ci się sympatyczny?...
— Bardzo — bez namysłu odpowiedziała Kate.
— To chwała Bogu. Widzisz, mam w stosunku do niego wyrzuty sumienia. To jest dobry i wartościowy chłopak. Ale nie umiałam, nie zdołam, może nie zdążyłam stać się dlań matką. Ze zrozumiałych przyczyn on unikał zbliżenia do dalszej rodziny. I teraz, kiedy umrę, zostanie przeraźliwie samotny.
— Po pierwsze ciocia będzie żyła jeszcze długo — przerwała Kate, lecz pani Matylda niecierpliwie potrząsnęła ręką:
— Nie przeszkadzaj, bo trudno mi mówić. Umrę nie dziś, to za tydzień czy za miesiąc. Wiem, że on cię ceni i lubi. Zajmij się nim. Postaraj się zaprzyjaźnić go z twoim mężem, z jego przyjaciółmi. Roger może bardziej od innych robi wrażenie człowieka, który sam sobie wystarcza i nie potrzebuje żadnego uczuciowego oparcia. Ale to tylko pozory. Takich ludzi nie ma. Jesteś jeszcze bardzo młoda. Wierz mi, że nie ma. Bądź dla niego dobra. Tak chciałabym, by znalazł w twoim domu atmosferę ciepłą, rodzinną, tę, której ja mu nie potrafiłam dać. Gdy w listopadzie wyjeżdżał do Warszawy, sama podsunęłam mu myśl zbliżenia się do was. I Bóg mi świadkiem, że nic robiłam tego dla korzyści, jakie mogłyby z zacieśnienia stosunków wyniknąć dla Goga. Myślałam tylko o Rogerze. Dlatego przykro mi było, że nie jesteś z nim po imieniu.
— Dobrze, ciociu — pocałowała ją w rękę Kate. — Postaram się postępować tak, by ciocia była ze mnie zadowolona.
— No, to dziękuję ci, drogie dziecko. Wiem, że na twoich obietnicach zawsze można polegać.
Rozmowa z panią Matyldą i jej prośba napełniły Kate uczuciem jakiegoś zadowolenia, którego przyczyn nie umiała i nie chciała analizować. Miała takie wrażenie jak człowiek, który nareszcie przypomniał sobie coś istotnego nad czym przez dłuższy czas na próżno wysilał pamięć. Poczuła wyraźną ulgę. — Ależ naturalnie, trzeba się doń zbliżyć, trzeba się z nim zaprzyjaźnić. Niedawne obiekcje, obawy o niesłuszne posądzenia z jego strony, postanowienia utrzymania z nim oficjalnego dystansu
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/263
Ta strona została skorygowana.