ło go w tym poziomie. Pani pierwsza nauczyła mnie czytać poezje. Boże, cóż to było dla mnie za odkrycie!... Pani wybierała dla mnie zupełnie inne książki, książki, których istnienia w ogóle nie domyślałem się, książki, w których każde zdanie pełne było treści, zmuszało do długich rozmyślań. Pani dawała mi do czytania to, co sama czytała i lubiła, czym się zachwycała. Nie obawiała się pani, że biedny Maciuś do reszty zgłupieje, że mu się przewróci w głowie. Zdaję sobie dobrze sprawę ze swoich ogromnych braków w wykształceniu i w wiadomościach, ale to, co wiem i to, że wciąż chcę wiedzieć więcej zawdzięczam tylko pani.
— Przede wszystkim sobie — zaoponowała. — Żadna siła nie zdołałaby rozwinąć w panu tych zainteresowań, gdyby ich w panu nie było.
Z uśmiechem potrząsnął głową:
— Nie, nie. Nie wszystko bywa tak proste. Zna pani starego młynarza Kuhnkego?
— Owszem.
— Otóż opowiadał mi kiedyś, co go skłoniło do wybrania sobie tego zawodu, chociaż jego ojciec, dziad, a zdaje się i pradziad byli niejako dziedzicznie stelmachami. Poszedł na praktykę do młyna jedynie dlatego, że ówczesny młynarz hodował oswojonego żurawia, do którego obcym chłopakom zabraniał dostępu.
— To zabawne — przyznała. — Więc cóż było z pańskim żurawiem?
Nie odpowiedział od razu.
— Czy nie tajemnica? — zapytała.
— Nie. Szukam tylko takiej formy wyjaśnienia, jaka nie ośmieszałaby mnie w pani oczach.
— Już raz zapewniłam pana, że pan nie należy do ludzi, którzy w jakiejkolwiek sytuacji mogliby się ośmieszyć.
— Więc dobrze. Zobaczymy, czy ta zbyt łaskawa opinia pani wytrzyma tę próbę. Marzeniem moim było rozmawianie z panią. Tak. Nie o zakupach, dyspozycjach czy rachunkach, ale o tym, o czym pani myślała. Oczywiście skądże mogłem wiedzieć o czym pani myśli?... Ilekroć zdarzyło się mi słyszeć panią
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/277
Ta strona została skorygowana.