wielu lat. Na Capri zimy prawie nie ma, a wiosna jest taka piękna.
Gdy Roger i Kate zeszli na dół, było tu już pusto. Domownicy rozeszli się do swoich pokojów, służba skończyła sprzątanie. W hallu na kominku wesoło palił się ogień. Obok stała przygotowana butelka starego burgunda i taca z przyborami do grzania wina.
Kate zajęta myślami o ciotce machinalnie zajęła swój wczorajszy fotel i dopiero wtedy spostrzegła się, że zrobione tu przygotowania przyjęła jak coś zupełnie naturalnego, że plan Rogera nie był dla niej niespodzianką, chociaż nie wspomniał jej o nim. On wydał zarządzenia jakby był pewien, że Kate przyjmie je jako coś zupełnie zrozumiałego, jak własny pomysł.
Uśmiechnęła się:
— Czy to ma się stać tradycją? — zapytała.
— Daj Boże — odpowiedział spokojnie bez żadnego akcentu.
— Jaki on miły — pomyślała Kate.
Zabrał się do grzania wina. W miedzianym rondelku o bardzo długiej rączce zmieszał trochę goździków i cynamonu z cukrem, zalał to burgundem i odgarnąwszy warstwę rozżarzonych węgli ustawił to na nich. Przyklęknął przed kominkiem i pełganie odblasków ognia na jego twarzy uczyniły ją jeszcze bardziej wyrazistą, skupioną, tajemniczą i męską.
— Średniowieczny alchemik z tyglem — powiedziała — albo czarodziej warzący zioła.
— Napewno nie trujące — odpowiedział nie odwracając się do niej. — Czarodzieje w średniowieczu warzyli różne napoje.
Po pauzie dodał:
— Zamiłowania do tego nauczył mnie mój niedawny „guwerner“. To bodaj jedyny napój, który lubię.
— Pan jest jednak wielkim egoistą — zauważyła.
— Ja? — zdziwił się.
— Oczywiście. Nawet nie zapytał pan czy ja to lubię. Cóż to, ja muszę koniecznie pić to, co panu przypada do gustu?
Odwrócił się do niej i zaśmiał się szczerze i ciepło:
— To byłoby zbyt piękne — powiedział. — Niestety tak nie
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/280
Ta strona została skorygowana.