— Szkoda, ale przyznaję panu słuszność i przepraszam za napieranie się — podała mu rękę na pożegnanie.
Polaski zawahał się i dodał:
— Jedno mogę powiedzieć: pani zna autora i będzie pani miło, że odkryłem w nim niepospolity talent.
Gdy się już drzwi za nim zamknęły, Kate zaczęła się śmiać. Będzie jej miło!... Jakiż zabawny jest ten Polaski! Będzie jej miło!... Zaciskała nerwowo palce i chodziła bez celu po wszystkich pokojach, nie mogąc zebrać rozpierzchłych w jakimś niespokojnym i radosnym tańcu myśli.
— Jak to dobrze, że on poszedł — pomyślała o Gogu.
Nagle przypomniała sobie owe wierszyki na laurkach.
Wprawdzie Tyniecki prosił ją, by ich nie czytała, ale nie mogła się teraz powstrzymać. Te wszystkie pamiątki były w kufrze na szafie w korytarzu. Niepodobna było o tej porze budzić Marynię. Z niemałym wysiłkiem wysunęła do korytarza stół, na stole postawiła krzesło i postawiła kufer. Na szczęście laurki nie były schowane zbyt głęboko i po kwadransie je znalazła.
Teraz usiadła na łóżku i zaczęła czytać. Były to istotnie naiwne i nie zawsze prawidłowo zbudowane, ale poprawne na ogół wierszyki. W każdym jednak można było znaleźć myśl głębszą i dość oryginalne jej ujęcie. Przeczytała wierszyki kilka razy i zastanowiła się:
— Właściwie dlaczego tak się cieszę?...
Lecz była już tak zmęczona wrażeniami, że pytanie to pozostało w niej bez odpowiedzi. Podziałało jedynie jako hamulec wewnętrzny, wprowadziło nutkę dysonansu do jej nastroju.
Zasnęła bardzo późno i spała tak mocno, że nawet nie słyszała dość, jak zwykle, hałaśliwego powrotu męża. Wstała w doskonałym usposobieniu i zaraz po śniadaniu zatelefonowała do hotelu. Dowiedziała się, że pan hrabia jeszcze nie przyjechał. Ledwie jednak zdążyła odłożyć słuchawkę, gdy telefon zadzwonił.
Poznała głos Tynieckiego. Przepraszał, że tak wcześnie ją niepokoi.
— Pan wrócił? — zdziwiła się. — Przed sekundą oświadczono mi w hotelu, że jeszcze pana nie ma.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/298
Ta strona została skorygowana.