wiekiem, który ma swoje wyrobione poglądy, przekonania, wierzenia. Więcej, bo upodobania, pragnienia, tęsknoty, nadzieje aspiracje, uczucia. Słowem swoją indywidualność. A przecie indywidualności nie zmieni to, że nagle zmieni się stan materialny i pozycja społeczna człowieka. Należało by wyprzeć się siebie, wyrzec się wszystkiego, czym się było, a zatem wyrzec się siebie i stać się kimś zupełnie nowym. Sądzę, że to jest ponad ludzkie siły, ponad siły moje przynajmniej. Równało by się to po prostu śmierci duchowej. Nieraz, marząc o tym, co mogło by stać się ze mną za sprawą czarów jakichś wróżek, zastanawiałem się, czy chciałbym nazajutrz obudzić się na przykład jako indyjski maharadża, amerykański milioner, jako jakiś sławny pisarz, czy król. I dochodziłem zawsze do przekonania, że nie pragnąłbym takiego cudu. Bo przecież wówczas nie byłbym już sobą. Byłbym jakimś innym obcym człowiekiem, który nic nie obchodzi mnie, Maciusia z Prudów. Otóż wbrew przekonaniom wielu, a może i przypuszczeniom pani, wielka przemiana w moim życiu bynajmniej nie dała mi szczęścia. Sprawiła wiele, gdyż dzięki niej otworzyła się przede mną znacznie prostsza i łatwiejsza droga do urzeczywistnienia moich pragnień, do zaspokojenia moich aspiracyj. Moich, drobnego oficjalisty dworskiego, który nocami pisywał naiwne wiersze i z zasłyszanych zdarzeń układał opowiadania w nadziei, że kiedyś, kiedyś ukażą się w druku... Czy teraz rozumie mnie pani?...
— Tak. Doskonale pana rozumiem i nie umiem wyrazić, jak bardzo się cieszę, że osiągnął pan cel swego życia.
Spojrzał na nią, w jego oczach na jedno mgnienie rozpalił się jakiś ostry błysk, czekała, że powie coś bardzo ważnego, lecz on widocznie zmienił zamiar. Ożywienie znikło z jego twarzy. Patrzał przed siebie w zamyśleniu i po chwili uśmiechnął się:
— To jest tylko jeden z etapów do tego, co jest celem mego życia — powiedział, usiłując swemu głosowi dać ton lekki i swobodny.
— A cóż jest tym celem? — zapytała.
Spojrzał jej prosto w oczy i odpowiedział poważnie:
— Szczęście.
Chciała zbliżyć się doń, położyć mu ręce na ramionach i za-
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/302
Ta strona została skorygowana.