mu!... Mam tylko leżeć przed tobą plackiem, bić hołdownicze pokłony i śpiewać: Hosanna!...
— Uspokój się, Gogo. Połóż się teraz, pomówimy później.
— Do diabła z pomówieniem! — krzyknął uderzając pięścią w stół. — Ja nie mam o czym z tobą „pomówić“. Ja chcę ci powiedzieć, że mam tego dość! Rozumiesz? Dość! Nie myślę dłużej znosić twoich fum!
Z kuchni dolatywał trzask zamykanych drzwi, służąca wróciła z miasta.
Kate powiedziała:
— Proszę cię, Gogo, nie podnoś głosu.
— Niby dlaczego, jeżeli mi się to podoba?... Chcę krzyczeć i będę krzyczał!
— Czy zależy ci na tym, by Marynia i wszyscy sąsiedzi...
— Mam gdzieś wszystkich sąsiadów — przerwał jej jeszcze głośniej. — Boisz się, by nie dowiedzieli się, że zamiast modlić się przed twoją doskonałością, mogę krzyczeć na ciebie?...
Potrząsnęła głową:
— Nie krzyczysz na mnie. Krzyczysz przy mnie.
— Na ciebie krzyczę! Właśnie na ciebie, ty... ty... pusta lalko... Ty, komediantko, świętoszko!...
— Postaraj się opanować — odezwała się z nutą błagania w głosie.
— Opanować?... Jeszcze nigdy tak świetnie nie panowałem nad sobą, jak w tej chwili. Chcę, byś to zrozumiała. Jestem zupełnie trzeźwy. Ale postanowiłem wreszcie z tym skończyć. Z tym twoim zadzieraniem nosa! Z tymi fumami! Z tą bezczelną nadziemskością!... To przecie można pęknąć ze śmiechu, gdy się patrzy na ciebie!... Ubrdała sobie, że jest czymś nadziemskim, anielskim, jakimś cudem!... że kilku durniów do niej się mizdrzy, wyimaginowała sobie, że wszyscy są od niej niżsi niegodni jej spojrzenia!... Że powinni mdleć ze szczęścia, gdy się raczy do nich uśmiechnąć!...
Z rozmachem kopnął leżący na ziemi kapelusz i zawołał:
— Czyż to nie bezczelność!! Największa bezczelność!... Megalomania dochodząca do kretynizmu!... Wynosisz się nade mnie, pogardzasz mną, a czymże jesteś sama! Jesteś zwykłą ko-
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/312
Ta strona została skorygowana.