Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/33

Ta strona została skorygowana.

— Do mnie? — zdziwił się. — A no, jeżeli do mnie, to służę panieneczce, co tylko panienka rozkaże... Czy może do izby? — Wejdźmy — skinęła głową.
Izba była czysto utrzymana, a nawet elegancko. Podłogę przykrywało linoleum, na oknach osłoniętych kokieteryjnymi firankami stały doniczki z pelargonią.
Aleksander podsunął Kate krzesło.
— Panienka będzie łaskawa.
Stanął przed nią i nie usiadł nim Kate dwa razy nie zażądała tego z naciskiem. Wysoki i chudy jak szczapa siadając robił wrażenie składającego się scyzoryka.
— Aleksandrze — zaczęła Kate. — Wczoraj wieczorem umarła Michalinka.
— Umarła... Boże drogi, taka jeszcze młoda kobita... — zakiwał głową. — Niezbadane wyroki boskie... A na co umarła, panienko?
— Na serce.
— To pewno nagle?
— Nie tak nagle, by nie zdążyła przed śmiercią powiedzieć czegoś, z czym właśnie do Aleksandra przyszłam.
Wygolona twarz starca zadrgała wszystkimi zmarszczami. W oczach zapalił się krótki błysk. Zaczął żuć bezzębnymi wargami i widocznie ważył sytuację, bo dopiero po chwili zapytał:
— To znaczy, panienko, że Michalinka panience to powiedziała?
— Tak, mnie.
Starzec trochę się uspokoił.
— A cóż ona takiego mogła powiedzieć?... Panie święć nad jej duszę, ale za życia często plotła co ślina na język przyniesie. Hm. A przed śmiercią w malignie różne przywidzenia i fantazje ludziom się zdarzają. O, jeszcze jakie!... Czy to raz bywało!... I cóż ta biedaczka mówiła?
Kate wpatrywała się weń i nie mając wątpliwości, że stary będzie próbował wszystkiemu zaprzeczać, postanowiła zastraszyć go oskarżeniem:
— Mówiła, że dwadzieścia osiem lat temu Aleksander zamienił jej dziecko na dziecko pani hrabiny.