bą, po drugie różne trudności materialne, towarzyskie, no i po prostu nie stać nas na to. Uważałbym za swój obowiązek w wypadku rozstania oddać ci połowę renty. A połowa nie wystarczyłaby ani mnie, ani tobie. Zresztą nie wiążemy się przecie tym układem w sposób ostateczny. Jeżeli po pewnym czasie przekonasz się, że takie życie jest dla ciebie nie do zniesienia, poszukamy innego wyjścia. Długo myślałem nad naszą sytuacją i na razie przynajmniej nie znalazłem rozsądniejszego rozwiązania. Nie rozumiem też dlaczego miałabyś mojej propozycji nie przyjąć.
— Więc dobrze — odezwała się Kate. — Przyjmuję ją pod dwoma warunkami.
— Słucham cię?
— Pierwszym jest warunek, że układ ten będzie tymczasowy.
Drugie, że jeżeli nie dotrzymasz go, wyjadę natychmiast.
— Zgadzam się — skinął głową.
Kate nie powiedziała więcej nic i wyszła.
W gruncie rzeczy była zadowolona z takiego obrotu sprawy i z tego, że Gogo sam wystąpił z projektem, który najbardziej jej dogadzał.
Najbliższe dni nie przyniosły nic nowego. Gogo dotrzymywał przyrzeczenia, nie narzucał się Kate, nie usiłował nawiązać z nią rozmowy. Zresztą nie widywali się prawie wcale. Jedynie przy stole i wtedy, gdy przychodzili goście. Ku zdumieniu wszystkich, nie wyłączając Kate, Gogo istotnie przestał pić. Nie bywał „Pod Lutnią“, a wieczory i noce spędzał w domu. Gdy wypytywano go, czym należy tłomaczyć tę zmianę w zwyczajach i upodobaniach, wyjaśniał:
— Lekarz mi zabronił pić. Znalazł w moim sercu jakieś niepokojące objawy.
— Przecież w twoim sercu coś można było znaleźć — złośliwie zauważyła Jolanta.
Spojrzał na nią ze smutkiem:
— Co ty możesz wiedzieć o moim sercu...
— Nie zamierzam go kurować.
— Ty i kurowanie? Och, Jolanto, nigdy nic mógłbym wy-
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/331
Ta strona została skorygowana.