Przychodzi do mnie podniecony, oczy mu się świecą i powiada, że odkrył nareszcie swoje powołanie. Uważa pani? Ni mniej ni więcej jak powołanie! Tłumaczy mi, że przeszedł jakieś wielkie wstrząsy duchowe, które pustosząc jego jestestwo w niektórych dziedzinach, w innych odsłoniły mu głębię jaźni itd.! Gdy posłyszałem takie słowa w jego ustach, struchlałem. Wiedziałem od razu, że będzie źle. Jakoż wyciąga plik papierów i oświadcza, że są to trzy pierwsze rozdziały powieści, którą zaczął pisać. Łapy mu się biedakowi z emocji trzęsą i już chce mi czytać. Ledwie zdołałem mu to wyperswadować. W rezultacie zostawił mi manuskrypt. Już pierwszy rzut oka na tytuł przyprawił mnie o dreszcze zgrozy: „Złamane życie“. Reszta okazała się jeszcze okropniejsza. Niech się pani na mnie nie gniewa, wiem, że pani jest zbyt wyrozumiała, by wziąć mi to za złe, ale po prostu wyłem ze śmiechu.
— To było do przewidzenia — wzruszyła ramionami Kate — i dziwię się, skąd mu przyszło na myśl zabieranie się do literatury.
— Ja domyślam się — powiedział Kuczymiński. — Pociągnął go sukces Tynieckiego.
— Bardzo możliwe — przyznała Kate.
— Na pewno. No i niechże mi pani powie, jak mam postąpić. Gdyby nie ten jego entuzjazm, gdyby nie to przeświadczenie, że ma talent (ja miałem tylko określić czy to talent, czy geniusz!), gdyby nie jego wiara w siebie, przyszedłbym doń i powiedziałbym uczciwie: — Daj, bracie spokój. Niczego gorszego w życiu nie czytałem.
Kate skinęła głową:
— I teraz powinien pan tak powiedzieć.
— Droga pani Kate!... A może pani zdjęłaby ten krzyż z moich pleców?...
— Na panią się nie obrazi, a mnie uzna za wroga, co gorsza posądzi jeszcze o to, że chcę w zalążku zabić jego talent, bo obawiam się konkurencji.
Kate jednak nie zgodziła się, pokrywając odmowę żartem:
— Ach, jakże to nieładnie ze strony pana. Boi się pan wy-
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/334
Ta strona została skorygowana.