Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/35

Ta strona została skorygowana.

— Gdy zajdzie potrzeba? — zapytał, wpatrując się w Kate.
— Niech Aleksander wstanie.
Podniósł się z trudem i dyszał długo, ale gra zmarszczek i fałd na jego bladej i wilgotnej od łez twarzy świadczyła, że uczepił się nowej myśli. Potem zaczął mówić gorączkowo, bezładnie, tajemniczym skrzypiącym szeptem. Usiłował przekonać Kate, że lepiej zamilczeć o wszystkim, że zrobi się tylko awantura i zamieszanie, że wstyd i hańba spadnie na całą rodzinę, że nieszczęście dotknie Prudy.
— Panieneczko Kasiu, panieneczka młoda jest, niedoświadczona, niech panienka usłucha rady starego. Na kolanach błagam! Po co to wszystko, komu to potrzebne! Ot, niech zostanie jak było. Przecie nikt nie wie. Michalina umarła, mnie już nie wiele dni na tym świecie zostało. Nikt nie będzie wiedział. Dobrze jest tak, jak jest. Niechże tak i zostanie. Panienko złota, panienko kochana...
Kate lekko skinęła mu głową i wyszła. Ogromny, beznadziejny smutek owładnął nią zupełnie. Prawdopodobnie sama nie wiedziała, że na ukłony spotykanych ludzi odpowiada uśmiechem, ale ta oznaka uprzejmości stała się już u niej automatyzmem.
W pałacu panował ruch. Większość gości powstawała. W hallu, którego ciemne dębowe boazerie zawieszone były niezliczoną ilością tac i półmisków ze starego srebra, panowie w przepisowych żakietach wesoło rozmawiali o swych przygodach myśliwskich, w sali portretowej ciotka Matylda otoczona rojem młodych panien, rozprawiała z ożywieniem, wspominając różne wielkie bale, w których brała udział jeszcze przed zamążpójściem. W dużym gabinecie obok Gogo zabawiał totowarzystwo anegdotami ze swego pobytu w Bonn, w Oxfordzie i Nancy. W bibliotece sino już było od dymu cygar. Tu starsi panowie, rozsiadłszy się w wygodnych fotelach, dyskutowali na tematy gospodarcze i polityczne.
Zjawili się lokaje, obnosząc wielkie tace z cocktailami, wódkami i buszetkami.
Kate witała się, rozmawiała, przechodziła z pokoju do pokoju, od grupy do grupy.