porty od pana Maćka, od kucharza i od Józefowej, zarządzającej gospodarstwem od czasu choroby Michalinki.
Tymczasem Herta i Zosia z kuchni zajęte były myciem i przebieraniem zwłok zmarłej. W stolarni już robiono trumnę, stelmach jednak nie spieszył się, gdyż pogrzeb miał się odbyć dopiero za trzy dni, gdy proboszcz wróci z odpustu w Chełmnie.
Gdy po skończonym rachunku Kate została sam na sam z panem Maćkiem, powiedziała mu:
— Niech się pan położy i wyśpi, panie Macieju. Wygląda pan bardzo źle. Przemęczył się pan przez te kilka dni, a poza tym mówiono mi, że całą noc spędził pan przy zmarłej.
— Tak jest, proszę panienki.
— Kochał ją pan bardzo?
Młody człowiek przygryzł wargi i tylko w milczeniu skinął głową.
— A jednak musi pan wypocząć. Niech pan śpi. A jutrzejszy dzień ma pan wolny. Pani hrabina już uprzedziła o tym rządcę.
— Dziękuję panience, ale wołałbym pracę. Przy pracy myśli nie tak człowieka trapią. Człowiek zapomina o sobie.
— Jak pan chce. Może i ma pan rację. W każdym razie zaraz niech się pan prześpi.
Obiad podano o ósmej, ale do stołu siadło nie wiele osób.
Kate, Gogo, generał Niedziecki, daleki ich krewny i rezydent w Prudach od czasu przejścia na emeryturę, oraz administrator, pan Ziembiński. Pani Matylda kazała sobie podać na górę sucharki i herbatę, dwie stare panny ciocia Klosia i ciocia Betsy jadły w łóżkach, a stryjcio Anzelm pielęgnował swoją wątrobę przy pomocy ziółek i gorących okładów.
Generał jedyny ze starszej generacji przetrzymał zwycięsko trzydniówkę i teraz, pomijając burgunda, kpił na funty z „tego piernika Anzelma“. Ponieważ zaś, gdy się już do jakiegoś tematu przyczepił, nie umiał się odeń oderwać, cały obiad był poświęcony biednemu stryjkowi Anzelmowi. Rozmowę podtrzymywał z umiarem pan Ziembiński. Gogo wpatrywał się w Kate i od czasu do czasu zamieniał z nią półgłosem kilka słów.
Gdy wstali od stołu Kate zapytała go, czy nie poszedłby pomodlić się przy zwłokach swojej starej mamki i piastunki.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/37
Ta strona została skorygowana.