— Nic — odpowiedziała krótko.
— Jesteś chora!
— Nie.
Umilkł i przyglądał się jej poruszeniom, jakby zwolnionym. Trzymając w ręku ściereczkę, wycierała kurze z mebli. Widocznie jego obecność, czy utkwiony w niej wzrok zniecierpliwiły ją, gdyż nie kończąc, skierowała się do drzwi.
— Zaczekaj, Kate — powiedział. — Muszę z tobą pomówić.
Odpowiedziała cicho:
— Nie mam ani sił ani ochoty... A zresztą my nie mamy już o czym mówić ze sobą. Zostaw mnie w spokoju.
— Dobrze Kate. To ostatni raz — odezwał się łagodnie. — Nie będę cię męczył, nie zrobię ci sceny, nie podniosę głosu. Jeżeli zechcesz, będzie to ostatnia nasza rozmowa.
Zatrzymała się:
— Więc słucham.
— Proszę cię o chwilę uwagi i o szczerą odpowiedź. Czy mogę na nią liczyć?
— Dobrze.
— Powiedz mi tedy, czy mogłabyś mi kiedyś przebaczyć, czy mogłabyś z powrotem być moją, gdybym radykalnie się zmienił, gdybym stał się takim, jakim chciałaś mnie widzieć? Powiedz jedno krótkie „tak“, a dziś jeszcze zrzeknę się renty, natychmiast przyjmę posadę, którą daje mi na prowincji Irwing. Nie będę pił. Zabiorę się do pracy. Zaraz wyjadę, by nie dręczyć cię swoją obecnością. Przyjedziesz do mnie lub pozwolisz mi wrócić gdy zechcesz.
Kate potrząsnęła głową:
— Nie. To już za późno.
Powiedziała to z takim spokojem, z taką stanowczością, że dalsze słowa zastygły mu na ustach. Skłonił się tylko i wyszedł.
Gdy o godzinie siódmej zjawił się w cukierni był już zupełnie spokojny i zdolny do rzeczowej rozmowy. Po krótkiej wymianie zdań obaj z Tynieckim pojechali do adwokata, gdzie spisano plenipotencję dla Goga, który wybrał ten właśnie sposób załatwienia sprawy. Na mocy plenipotencji mógł dowolnie
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/372
Ta strona została skorygowana.