laskim była czymś nie zupełnie normalnym. Wysoki, bardzo szczupły, o ciemnych oczach i rudawych włosach, robił wrażenie chorowitego. Mówił mało i cicho, nie wymawiając „r“. Poza tym jego wysiłki zdawały się zmierzać ku temu, by swoją osobą zajmować jak najmniej miejsca w przestrzeni i w uwadze obecnych.
Gdy Polaski przedstawiał go Kate, Irwing powiedział:
— Właściwie znam panią od dawna z fotografii.
— Z fotografii? — zdziwiła się Kate.
— Tak. Moja cioteczna siostra była koleżanką pani na pensji w Poznaniu. Zostało po niej grupowe zdjęcie klasy piątej. Na zdjęciu tym jest i pani.
— Jak się nazywała pańska kuzynka?
— Małgorzata Lubicka.
— Ach, Greta! Cóż się z nią dzieje? Zdaje się, że już do szóstej klasy nie przyjechała?
— Umarła.
— Ach mój Boże!
Polaski powiedział:
— I rzeczywiście pani Kate tak mało się zmieniła, że poznałbyś ją nawet nie wiedząc jak się nazywa.
— O tak — lekko zarumienił się Irwing.
— Nie znałem przecież nazwiska tej panienki z fotografii i nie znam panieńskiego nazwiska pani. Z podpisów pod zdjęciem wnioskowałem, że pani nazywała się albo Z. Potocka, albo K. Pomianówna.
— To drugie było trafne.
Irwing chciał coś jeszcze powiedzieć, ale tylko chrząknął i niepewnym półkrokiem wycofał się za ramię Polaskiego, który zaczął wyjaśniać niezjawienie się Tukałły.
— Twierdzi, że bolą go wszystkie kości i przysięga, że nigdy w życiu nie zrobi już tak dużej trasy samochodem. Położył się do łóżka i zdążył już przerazić pokojówkę żądaniem by zrobiła mu masaż. Zobaczy pani co to za wspaniały typ!
— Czy jest też pisarzem?
— Nie — zaśmiał się Polaski. — Nigdy, jak sam zapewnia, nie napisał nawet listu. On jest, proszę pani, myślicielem.
— A co robi?
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/84
Ta strona została skorygowana.