zumie tak prostego faktu, że robi prezenty właściwie z cudzej kieszeni, z pieniędzy, które dają mu z łaski i że w tych warunkach tego rodzaju gesty po prostu ją zawstydzają.
On jednak myślał widocznie o czymś innym, bo nagle rozweselił się:
— Ach ty moja buchalterko najcudniejsza — zawołał. — Nie kłopocz się tymi rzeczami. To już wyłącznie moja dziedzina.
— A jakąż dziedzinę mi zostawiasz?
— Jaką?... Kochaj mnie! To wszystko. Kochaj mnie i bądź moją. Zapewniam cię, że to mi wystarczy. Będę zupełnie szczęśliwy.
— Nie sądzę — odpowiedziała po chwili wahania. I żałuję, że nie zastanowiłeś się nad drugą stronę kwestii: — czy ja byłabym szczęśliwa, gdybym ograniczyła swoje życie do roli hurysy haremowej.
— Kate! — oburzył się niezupełnie szczerze. — Czyż ja tego od ciebie żądam!
— A jednak tak powiedziałeś — uśmiechnęła się doń. by zmiękczyć wrażenie poprzednich słów.
— Więc niezręcznie się wyraziłem. Chodzi mi tylko o to, byś nie martwiła się sprawami finansowymi. Te troski należą do mnie. Ja jestem ministrem skarbu... — przytulił ją do siebie — twoim ministrem, bo ty jesteś moim skarbem, najdroższym, bezcennym, jedynym...
Nazajutrz lało od samego rana i wszyscy wstali później niż zwykle. Gdy jednak zeszli około jedenastej do salonu, zastali już tam Irwinga, Polaskiego i nareszcie pana Tukałłę.
Od pierwszego wejrzenia dziwne wywoływał wrażenie. Wyglądał imponująco i jednocześnie groteskowo. Był to trzydziesto kilko letni wysoki, barczysty, niemal atletycznie zbudowany z zarysowującą się tendencją do tycia, trzymał wysoko i dumnie swoją wypomadowaną głowę. Ubrany był z pedantyczną, nawet przesadną elegancją i tylko jaskrawy krawat pretensjonalnie zawiązany był w tym stroju jakimś niespodziewanym ekscentrycznym wybrykiem. W klapie miał oznakę legii honorowej, w na wpół przymkniętych oczach wyniosłą obojętność, w za-
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/87
Ta strona została skorygowana.