Tukałło żachnął się:
— Zupełnie nie jestem żonaty, proszę pani.
— Aleś raz jeden omal się nie ożenił — zauważył Polaski.
— To prawda — przyznał z powagą. — Było to w czasach, gdy jeszcze używałem alkoholu w nadmiernych ilościach.
Polaski i Irwing zaśmieli się.
— Otóż razu pewnego poznałem w knajpie jakiegoś staruszka i piłem z nim, jak to później ustalono, około trzech tygodni. W pewnej chwili ocknąłem się, a ocknąłem się dlatego, że ktoś mi natarczywie zadawał jakieś pytania. Trzeba zaś państwu wiedzieć, że nie znoszą natarczywych pytań, zwłaszcza wtedy, gdy dotyczą moich spraw osobistych, powiedziałbym intymnych. Mianowicie domagał się odpowiedzi, czy chę pojąć Genowefę za małżonkę. Niemile tym dotknięty, dla zyskania na czasie przecieram okulary...
— Przecież nie nosisz okularów? — odezwał się Irwing.
— Nie noszę, ale wówczas miałem jakieś okulary na twarzy.
Otóż przecieram je, rozglądam się i stwierdzam, że pytajacym jest ksiądz w szatach liturgicznych, że znajduję się w kościele i że obok mnie stoi jakaś biało ubrana dama z pryszczykiem pod lewym okiem, a otacza nas liczny orszak ślubny. Zorientowałem się od razu, że to ja jestem głównym bohaterem tego dramatu. Zawsze miałem łatwą i szybką orientację.
— No i cóż pan zrobił? — zapytał Gogo.
— Cóż miałem zrobić... Powiedziałem: — Przepraszam państwa na chwilę, mam niesłychanie pilny interes do załatwienia. — Odwróciłem się i wyszedłem, przewracając po drodze owego staruszka. Resztę dnia spędziłem w barze naprzeciwko. Opowiadał mi tamtejszy portier, że orszak ślubny czekał na mój powrót pięć godzin, po czym wsiedli do karet i samochodów i rozjechali się. Pannę młodą odwiozło Pogotowie. Tak, był to piękny dzień w moim życiu. Jego wspomnienie psuje mi tylko historia z frakiem.
— Byłeś we fraku?
— Niestety nie w moim. Był to potworny frak, uszyty na pewno przez obłąkanego krawca. Jedno jest pewne, że zrobiony był na miarę szczupłego i lekko garbatego jegomościa, któ-
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Trzy serca.djvu/90
Ta strona została skorygowana.