chcą, co mają przeciw niej?... Przecie odkąd ona objęła tu rządy, nie spotkała ich żadna krzywda, nie było wypadku, by usłyszeli od niej słowo niegrzeczne, jeden rozkaz nieuprzejmy. Nie pogorszył się stół służby, a zwiększyły się dochody pod postacią napiwków od letników. Pozatem zaczęli regularnie otrzymywać bieżące pensje!... Zaco więc jej nienawidzili?...
Na pytanie to nie umiała znaleźć odpowiedzi, a widziała jednocześnie, że i służba folwarczna również spogląda na nią lekceważąco.
Cóż mogła na to poradzić?... Pozostawało zacisnąć zęby i robić swoje. Roboty zresztą było tyle, różnorodnych obowiązków wzięła na siebie tak dużo, że gdy wieczorem kładła się do łóżka, zasypiała natychmiast, nie mając czasu na gorzkie rozmyślania, a budzono ją już o wschodzie słońca. Wówczas też zawsze spotykała Ksawerego, wracającego od wydawania obroków. Nieco później oboje jedli śniadanie, poczem rozstawali się aż do południa: on jechał w pole, ona obliczała udój, ekspedjowała mleko, jarzyny i drób do Grójca i Warszawy, wydawała dyspozycje, pilnowała wydawania produktów na cały dzień dla robotników, dla służby, dla letników i kurników, była w ogrodzie i w sadzie, przy parniku i w kuchni, w młynie i w wędzarni, z grubą książką pod pachą, z książką pękatą od rachunków, raportów, notatek i karteluszków. W początkach swych rządów wysokoproskich ten nawał cyfr i danych napełniał ją przerażeniem. Zdawało się jej, że nigdy nie zorjentuje się w tym chaosie. Stopniowo jednak wszystko stawało się coraz przejrzystsze, coraz zrozumialsze, logiczniejsze i łatwiejsze do zapamiętania. Codziennie notowane liczby przemawiały dobitniej, kształtując się w perspektywie wydatków i dochodów. Umiała już nie tylko pytać, lecz i wypyty-
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/157
Ta strona została uwierzytelniona.