garza. Wyczekał do ostatniej niemal chwili i przekonawszy się, że w oknach pociągu nigdzie niema Magdy, kazał zanieść swoje rzeczy do ostatniego wagonu. Pociąg już ruszał, gdy zdążył odebrać z rąk tragarza ostatnią walizkę. Odetchnął z ulgą i zajrzał do wnętrza wagonu. Było tu pusto. Wniósł rzeczy do najbliższego przedziału, złożył je na półkach, na twardej, wstrętnie żółtej i śmierdzącej lakierem ławce rozesłał pled i wyszedł na korytarz.
Na cofnięcie się było już zapóźno: tuż przed nim stała Magda.
Ksaweremu ugięły się nogi, a krew uderzyła do twarzy. W jednem mgnieniu przez głowę przebiegło tysiąc wykrętów, tysiąc usprawiedliwień i wyjaśnień. Może jej powiedzieć, że nie zastał w Gdyni owych osobistości, z któremi miał załatwić interesy, że w ostatniej chwili zdecydował się jechać, że ledwie zdążył wskoczyć do ostatniego wagonu (niestety, trzeciej klasy), że tak jest zmęczony, że już mu się nie chciało przenosić do pierwszej, że... Albo, że tragarz przez pomyłkę kupił bilet (idjota!) do tej trzeciej klasy, że jednak wobec tak niespodziewanego, a cudownego spotkania już tu zostanie... Albo, że w pierwszej był tłok, więc umyślnie wybrał trzecią...
Wszystkie te koncepcje były dobre, obmyślane w spokoju niektóre z nich nawet wyglądałyby prawdopodobnie, ale spotkanie było tak nagłe, że wprost nie umiał wydobyć z siebie ani słowa i stał przed nią z najgłupszym wyrazem twarzy, czerwony jak sztubak przyłapany na gorącym uczynku, bezradny, wściekły na nią i na siebie, zrozpaczony do ostatnich granic.
Gdyby w tej chwili wyskoczenie przez okno z pędzącego pociągu mogło uratować sytuację — wyskoczyłby bez chwili namysłu.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Wysokie progi.djvu/82
Ta strona została uwierzytelniona.