gda otrzymała swoją bieliznę, kilka sukienek, paczkę listów, różne drobiazgi i jeszcze dwadzieścia pięć złotych wraz zaklęciami, by jeszcze namyśliła się, że powinna starać się przebłagać ojca i wrócić. Dowiedziała się przytem, że pan Nieczaj ani palcem nie ruszył, by ją spowrotem sprowadzić do domu. Wszystkie obawy były niepotrzebne. Natomiast zaraz zrana kazał sprowadzić handlarza i sprzedać mu Magdzine łóżko „za tyle, ile da“. Zapowiedział też Wikcie, że Magdy ma na próg nie wpuścić, jeżeli nie chce sama wylecieć na zbity łeb.
To i dużo podobnych szczegółów opowiedziała Adela Zosi pod solennemi zaklęciami zachowania tego w tajemnicy przed Magdą, a to w nadziei, że z czasem rzecz jakoś się wyklaruje, ułoży i dojdzie do przebaczenia ojcowskiego.
Magda jednak zbyt dobrze znała swego ojca, by miała się łudzić. Zresztą, nie myślała już o tem. Rozumiała, że dawne jej życie skończyło się bezpowrotnie i nie żałowała tego. Nowe wprawdzie nie zaczynało się pięknie, ani tembardziej lekko, jednakże mogło, musiało pójść naprzód, podczas gdy tamto nigdy nie wysunęłoby się poza granicę codzienności, poza mieszkanie na Dobrej, poza jatkę na Tamce, poza w najlepszym wypadku takąż szarość i powszedniość w małżeństwie z Biesiadowskim.
Jeżeli o niego chodziło, postanowiła zerwać również wszelkie dawne stosunki. Wiedziała zgóry, poco czekał na nią przed teatrem. Może z nich wszystkich on jeden nie poczytał jej ucieczki za jakiś kryminał, ale oczywiście namawiałby do powrotu, byłby gotów, pomimo potępienia jej odważnego i samodzielnego kroku ożenić się z nią i w wielkiej wspaniałomyślności zamknąć
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Złota maska.djvu/112
Ta strona została skorygowana.