Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Złota maska.djvu/116

Ta strona została skorygowana.

Wówczas aktor chrząknął i jakoś poufalej mówił bezosobowo:
— Proszę uważać, bo to łatwo takie coś, a potem tego!
Tylko Bończa i stary Berczyński bez ceremonji zwracali się odrazu „na ty“. Bończa, obojętnie i ostro, nawet powiedział, gdy stała koło rampy: — „Nie szwendaj się tu“, Berczyński zaś żartobliwie, nazywając Magdę „cicipulką“, jak zresztą zwracał się do wszystkich girls.
Natomiast Turska wprost oczarowała Magdę. Zaczepiła ją na korytarzu z prośbą o przypięcie tuberoz.
— Moja panna Klocia gdzieś mi się zawieruszyła, bardzo panią przepraszam, że ją trudzę — tłomaczyła się z uśmiechem.
— Ależ proszę pani, mnie to sprawia prawdziwą przyjemność — szczerze powiedziała Magda.
— Pani, zdaje się, jest naszą nową koleżanką?.. Tak?... Nie znamy się — wyciągnęła rękę — jestem Turska.
— Och, proszę pani — zaczerwieniła się Magda — ktoby pani nie znał! Moje nazwisko jest Nieczajówna.
Turska przez chwilę przyglądała się Magdzie, poczem powiedziała:
— Ma pani cudowny kolor włosów... Może pani nie jest piękna, ale ma pani coś więcej niż piękność: wdzięk. Duży wdzięk.
Wracając w nocy z Zosią do domu, Magda zachwycała się:
— Ach, jakaż ona miła, jaka sympatyczna, ta Tur-