Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Złota maska.djvu/155

Ta strona została skorygowana.

wszystkie swoje rzeczy. Trzęsły się jej ręce, gdy zapinała zatrzaski. Nie wiedziała poco i dlaczego, ale musiała uciec stąd jak najprędzej. Gdy już była gotowa, zatrzymała się na chwilę, zawróciła, obeszła łóżko i pochylona przyjrzała się jego twarzy.
Prawy policzek spłaszczył się obok nosa utworzyła tłusta fałda, z wpółotwartych ust ściekała na poduszkę ślina.
Magda wzdrygnęła się i przygryzając wargi wyszła do przedpokoju. Po pięciu minutach jechała już tramwajem.
W wagonie było zaledwie pięć czy sześć osób. Wszyscy na nią patrzyli, jakby dokładnie wiedzieli, co robiła tej nocy.
Zegar wskazywał dziesiątą. Nie mogła znieść tych spojrzeń i dlatego wysiadła na Placu Unji Lubelskiej. Zachciało się jej napić gorącego mleka. Wstąpiła do małej mleczarenki i usiadłszy w kącie usiłowała zebrać myśli, ale w głowie był ich taki natłok, że nie umiała dać sobie z niemi rady. Jedno powracało wkółko:
— Przecież nikt nie wie, nikt nie może wiedzieć.
I to ją trochę uspokajało. Ostatecznie utopić się ma zawsze czas. A jeżeli on komuś powie, to Biesiadowski musi jej pożyczyć rewolwer. Chyba ma rewolwer. Gdyby zabiła Kornata, toż byłby skandal! Proces i o niej cała prasa pisałaby, i fotografje, a on leżałby martwy, z taką tłustą fałdą koło nosa i ściekałaby mu ślina... Zakręciło jej w dołku i szybko przełknęła kilka łyków gorącego mleka.
— A jeżeli będę miała dziecko?...
Nieznacznie, tak, by z za lady nie zauważono jej ruchu, nacisnęła palcami brzuch. Teraz była nie wiadomo dlaczego, ale była całkiem pewna, że będzie miała dziecko. A nieraz słyszała, że kobieta zawsze wie, kiedy ma