Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Złota maska.djvu/167

Ta strona została skorygowana.

— Ale ja nie chcę. Przeciwnie, dałabym dużo, by o niej zapomnieć... Tak... zapomnieć jak najprędzej...
Obiecywała sobie zachować spokój, ale teraz, gdy patrzyła wprost na jego twarz, która wydawała się stokroć wstrętniejsza niż dawniej, nie umiała opanować wzburzenia.
— Byłam pijana i pan to wykorzystał — mówiła przerywanym głosem — to stało się wbrew mojej woli... Obrzydliwe... Rozumie pan, obrzydliwe...
Zaśmiał się pobłażliwie.
— Jaki z ciebie dzieciak, moja miedziana królewno! Każda tak mówi. Tak się wydaje po pierwszym razie. Ale przysięgam ci...
— Nie, nie. Proszę wiedzieć, że nigdy już więcej u pana nie będę i... i jeżeli w panu jest choć odrobina dobroci, proszę mnie nie zaczepiać. Bardzo o to proszę.
Miała łzy w oczach, lecz on zaczął się złościć.
Michałek, który przypadkowo zajrzał do garderoby został zwymyślany od „choler nie dających spokoju“, inspicjent Torbiak, który przyszedł przypomnieć, że spowodu choroby Pórzyckiej został zmieniony porządek programu, dowiedział się, że jest już trzecim idjotą, powtarzającym to samo. Kornat rzucał się po malutkiej garderobie, raz po raz chwytał Magdę za ręce, ciskał różnemi przedmiotami, wyrywał sobie włosy. Bransoletka została rzucona na podłogę i pognieciona obcasem, a Magda wciąż powtarzała swoje „Nie“.
Przestraszona i zakrzyczana uciekłaby stąd czemprędzej, gdyby nie obawa, że Kornat wybiegnie za nią z awanturą na korytarz.
Wreszcie po dzwonku musiał iść na scenę i to uwol-