bodnie — najlepszą dla posłańca, bo najmniej miejsca zajmuje, i dla adresata, bo otrzymuje to, czego najbardziej chce.
— Cóż to może być? — zaciekawiła się.
— Forsa!
— O! — zdziwiła się — czy dużo?
— Czy dużo?
Właśnie namyślał się ile jej dać i dla zyskania na czasie, powiedział:
— A proszę zgadnąć!
— Pojęcia nie mam
— Trzysta złotych.
— Aż tyle? Eee! I nic pan nie mówi odrazu. Boże drogi, jaka ta Adela poczciwa! Skąd ona tyle pieniędzy wzięła?
Biesiadowski pod obrusem odliczył papierki i zaśmiał się:
— Twierdziła, że z oszczędności.
— Kochana Adela.
Magda rzeczywiście była rozczulona. Nigdy nie wątpiła o pamięci siostry, ale żeby aż tyle!
Biesiadowski był rad z siebie. Wiedział, że nie przyjęłaby od niego i swój pomysł podstawienia Adeli musiał uznać za genjalny. Zepsuła mu się jednak mina, gdy Magda oświadczyła:
— No, wobec tego, że jestem taka bogata, zapraszam pana teraz do „Adrji“. Ja funduję.
— Żartuje pani. Ja nie chodzę po nocnych lokalach.
— To pan pójdzie.
— Ale późno już. Po drugiej.
— Więc raz jeden pan nie wyśpi się — upierała się.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Złota maska.djvu/197
Ta strona została skorygowana.