mi przychodziła za kulisy pomagać Magdzie przy ubieraniu się na scenę.
Przygotowania do „Szalonej Warszawy" połączone były z jeszcze większemi niż zazwyczaj awanturami, intrygami, z plotkami i nieustającą kłótnią.
Premjera przeszła wszelkie nadzieje. Recenzje roiły się od superlatywów, publiczność szalała.
Po dwóch tygodniach starzy znawcy teatru orzekli, że sto pięćdziesiąt przedstawień będzie całkowicie pewnych, a nie jest wykluczone, że dociągnie się do dwustu.
Tymczasem w połowie stycznia jak grom z jasnego nieba spadła wiadomość: obniżka pensyj urzędników państwowych o dwadzieścia procent. Nie byłoby w tem nic strasznego, gdyby nie to, że za urzędami państwowemi poszedł Magistrat, za Magistratem przedsiębiorstwa prywatne, banki, biura, fabryki.
I nagle jak ręką odjął: widownia Złotej Maski opustoszała. Z każdym dniem było mniej publiczności. Nie pomagały najszumniejsze, najkosztowniejsze reklamy.
Za kulisami jeszcze nie zdawano sobie sprawy z powagi sytuacji, ale tam, na górze, w kancelarji, zapanowała panika. Z olbrzymiego nakładu włożonego w „Szaloną Warszawę" wycofano w okresie powodzenia zaledwie połowę. Deficyt i to gruby deficyt stawał się nieunikniony i z każdym dniem poważniejszy.
Przedewszystkiem zerwano umowę z Parnisem, następnie zaprzestano codziennego rozdawania na przedstawieniach kwiatów, ale było to kroplą w morzu.
Nagwałt przygotowano nową rewję. Bończa z Cykowskim wyjeżdżali do Paryża, by stamtąd przywieźć nowe pomysły. Po powrocie zaczęto gwałtownie poszukiwać nowych wspólników, którzyby wnieśli kapitały niezbędne dla ratowania teatru. Do kancelarji w dzień i wie-
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Złota maska.djvu/253
Ta strona została skorygowana.