żo kobiet zgodziłoby się z radością na podobną propozycję. Ale widzi pan, ja jestem trochę inna. Czy... czy nie dlatego właśnie podobam się panu, je żestem taka?... Otóż gdybym przyjęła pańską propozycję, drogi dyrektorze, zapewniam pana, nie byłabym już jej warta.
Jeszcze próbował dysputować, przekonywać, wynajdywać argumenty i usprawiedliwienia, lecz widząc, że wszystko to nic nie pomoże roześmiał się i prosił, by o całym jego projekcie zapomniała, by mu przebaczyła i nie uważała go za nic innego, jak tylko za dawnego i jeszcze większego przyjaciela. Jego zachowanie się potwierdzało to z każdym tygodniem.
Magda, która już nieraz spotykała się z podobnemi (chociaż znacznie gorszemi propozycjami), rzeczywiście nie zachowała doń żalu.
— Tak właśnie powinien był postąpić człowiek prawdziwie kulturalny — myślała Magda.
Jej przebywanie z Bończą i z jego znajomymi, przestawanie z towarzystwem grupującem się wokół Stęposza, Godzińskiego i Balzera nie pozostało bez wpływu na sposób bycia, zapatrywania i zainteresowania Magdy.
— Swoją drogą tyś się bardzo wyrobiła — mówił od czasu do czasu sam Kamil.
Jakże była z tego powodu szczęśliwa. W początkach swojej karjery teatralnej nieraz odczuwała ten właśnie brak wyrobienia. Nie wystarczało być ładną, należało mieć jeszcze ładne manjery, umieć ładnie prowadzić rozmowę, zachować się jak dama w każdej sytuacji.
A tego właśnie przybywało jej coraz więcej. Już potrafiła teraz zachować się wszędzie. Swobodnie obracała się nietylko wśród koleżanek ze Złotej Maski, u których
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Złota maska.djvu/256
Ta strona została skorygowana.