z kawiarni, wśród których podawnemu czuła się najlepiej.
Natomiast z Biesiadowskim stosunki Magdy znacznie się oziębiły. Przekonała się, że zacny pan Feliks w interesach jest bardzo twardy i rzeczywiście sprytniejszy, niż to jej, jako administratorce teatru, mogłoby dogadzać. Umiał wyraźnie rozgraniczyć swoją rzekomą miłość do Magdy od wygodnej pozycji jaką miał, będąc dzierżawcą sali. Wystarczało najmniejsze niedotrzymanie termimu, by zaczynał robić trudności, przysyłać komornika i grozić eksmisją. Gdy zaś przyszła chwilowo dobra konjunktura i Magda zaproponowała spłacenie wierzytelności ratami — Biesiadowski odmówił. W gruncie rzeczy on jeden zarabiał na Złotej Masce. Ilekroć zaś Magda odwoływała się do jego osobistej życzliwości — wracał do swego: namawiał ją, by rzuciła to wszystko i została jego żoną.
Powtarzał to z jakimś bezrozumnym uporem, jakby nie rozumiał, jakby nie wiedział, że coraz mniej ma dla niego sympatji, że coraz dalej jest od tej myśli.
W tym czasie zaszedł wypadek, który dla samej Magdy był najlepszą próbą oziębienia się jej przyjaźni dla Biesiadowskiego.
O wypadku dowiedziała się rano z gazet. W rzeźni na tle walki konkurencyjnej między kupcami mięsnymi doszło do skrytobójczego zamachu. Dwaj nieznani sprawcy dali przez okno do kantoru rzeźni kilka strzałów rewolwerowych, przyczem został zabity na miejscu weterynarz Jaskólski, kupiec Boruch zmarł w drodze do szpitala i ciężko ranny w szyję i piersi został Feliks Biesiadowski.
Oczywiście pojechała do szpitala. Kupiła nawet po drodze kilka kwiatów, a przeraziła się ujrzawszy Biesiadow-
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Złota maska.djvu/288
Ta strona została skorygowana.