z Karczewa, Mszczonowa a nawet z Kielc. Był też ksiądz Józef. Tylko Magdy nie chciano tam widzieć. Wprawdzie po drugiej zapowiedzi Adela przyszła do siostry i wśród śmiechu i łez opowiadała o swojem szczęściu, ale i ona nie napomknęła ani jednem słówkiem o tem, że chciałaby Magdę widzieć na swojem weselu.
Zresztą i Magda nie chciała. Na ślub do Wszystkich Świętych możeby i poszła, lecz obawiała się, że dostrzeże ją ojciec lub ktoś z krewnych, co mogłoby doprowadzić do zajścia. A wogóle w ciągu tych dwóch prawie lat, jakie dzieliły ją od domu, tyle zmieniło się w jej życiu, w jej sposobie patrzenia na świat i ludzi, że nic już Magdy do rodziny nie ciągnęło. Przeciwnie, gdy przyglądała się Adeli, jej grubym rękom, niezgrabnym ruchom, tłustym, zlepionym włosom, gdy patrzyła na ordynarne niciane pończochy, brzydkie, lakierowane pantofle, źle skrojoną suknię, gdy słuchała wykrzykników siostry, tych „o jej!“ i śmieszków, i pisków, wydało się Magdzie czemś niezrozumiałem, że dawniej mogła tych wszystkich ordynarności nie spostrzegać, żyć wśród nich i godzić się z niemi.
Nie, nie wstydziła się Adeli, nie wstydziła się wspomnień o domu, ale to przecież było nie do wytrzymania. Przyznawała im dobroć, zacność, poczciwość, pewna była, że lepsi są i serdeczniejsi bez porównania od tego świata, w którym żyła obecnie. Ale wrócić do dawnego nie mogłaby, nie zgodziłaby się za żadną cenę. Obecny świat Magdy był gorszy, niebezpieczniejszy, zimny i obcy, ale był piękniejszy i szerszy. Gdyby go nie znała, gdyby nie wżyła się w jego życie, gdyby wreszcie tak gorąco tego od najmłodszych lat nie pragnęła — może i musiałaby szukać szczęścia w tamtym dawnym świecie, zamkniętym ulicami Dobrą, Solcem i Tamką.
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Złota maska.djvu/290
Ta strona została skorygowana.