Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Złota maska.djvu/92

Ta strona została skorygowana.

czy nawet głośno chwaliła się powodzeniem i pokazywała kosztowne prezenty, pani odnosiła się do tego z całkowitą obojętnością. A przecież nikt nie mógłby powiedzieć o niej, że nie jest damą, co się zowie.
Stąd, przez porównanie swego życia i swojej rodziny ze światem, ze szkołą, z koleżankami, z tem, co znała z filmów i powieści, doszła Magda do przedświadczenia, że sama jest zanadto staroświecka i śmiesznie zacofana. Robienie wielkich rzeczy z głupstw, nabożnictwo i świętoszkostwo zostało tylko wśród ludzi z ciemnego światka, niekulturalnych, zacofanych, nie mających żadnej styczności z wielkiem życiem, z szerokim światem, z postępem.
Oczywiście nie dopatrywała się wielkiego życia nowoczesnego w tem, że taka Białkówna, jest na utrzymaniu u swego kupca z Bielańskiej, ale naprzykład Jola, która miała romans z pięknym jak Apollo tenorem z operetki, to już zupełnie coś innego. Wprost zazdrość brała, gdy się patrzyło na ich miłość. Jola prawie, że nie umiała o niczem innem mówić, tylko o nim, a on codzienne odprowadzał ją do szkoły i nie było dnia, by jej kwiatów nie przysłał. Gdy rozmawiali ze sobą, zdawało się, że świata bożego nie widzą.
Jedna w tem tylko była rzecz ujemna: tenor zarabiał niezbyt wiele i wszyscy wiedzieli, że karjery nie zrobi. Przeciwnie: z trudem utrzymywał się przy zespole, a gdy starał się o przeniesienie się do Złotej Maski, wyraźnie mu powiedziano, że jest niepotrzebny.
Jaki los będzie miała Jola z takim człowiekiem?
Magda próbowała nawet z nią na ten temat rozmawiać, lecz Jola widocznie od miłości straciła resztę rozsądku, gdyż jeszcze oburzyła się na Magdę. Za dobre serce!
Lekcje zaczynały się o piątej. Najpierw była gimnasty-