lę trzymał go w palcach. Na kopercie adresowanej do niego poznał charakter pisma Beaty. Duże kanciaste litery.
Otworzył i zaczął czytać:
„Drogi Rafale! Nie wiem, czy zdołasz wybaczyć mi kiedykolwiek to, że odchodzę...“
Wyrazy zaczęły drgać i wirować przed oczami. W płucach zabrakło powietrza, na czole wystąpiły krople potu.
— Gdzie ona jest — krzyknął zdławionym głosem — gdzie ona jest?!!
I potoczył wzrokiem dokoła.
— Pani odjechała z panienką — wybąkała cicho gosposia.
— Kłamiesz! — ryknął Wilczur — To nieprawda!
— Sam sprowadziłem taksówkę — przyświadczył rzetelnym tonem Bronisław, a po chwili dodał: — i walizki znosiłem. Dwie walizki...
Profesor zataczając się wyszedł do sąsiedniego gabinetu, zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie. Próbował czytać dalej list, lecz minęło sporo czasu zanim potrafił zmusić się do zrozumienia treści. List brzmiał tak: