— To już wolę przezorność — uśmiechnął się — A na objawy jego sympatii gotów jestem poczekać. Niech stracę!
Spojrzała nań z wyrzutem:
— Leszku! To nieładnie, że pokpiwasz z najzacniejszego człowieka i z mojego wielkiego przyjaciela.
— Przepraszam cię, kochanie. Ale, uważasz, wydaje mi się, że nie bardzo to odpowiednia lokata sentymentów dla ciebie. Może ten znachor jest wzorem poczciwości, może nawet mnie leczyć, w co nie zanadto wierzę, ale przecie to prosty chłop. Co ci po przyjaźni takiego prostaka?
Potrząsnęła głową:
— Co mi po przyjaźni?... Widzisz, Leszku, ty masz rodziców i nie wiesz, co to jest być sierotą. Tak nie mieć nikogo, absolutnie nikogo. Wtedy każda ręka, wyciągnięta w naszą stronę, każda, chociażby najgrubszą pokryta skórą, choćby najbardziej spracowana, to skarb, wielki skarb. Nieoceniony skarb. Ty tego nie zrozumiesz!
— Ależ rozumiem, Marysieńko, rozumiem — zawstydził się Leszek. — I niech mnie diabli wezmą, jeżeli nie wynagrodzę temu poczciwcowi tego, że tę, moją jedyną, moją najdroższą... Przecież ja go lubię.
Marysia opowiedziała mu, co obiecał jej znachor, gdy bała się, że utraci pracę u pani Szkopkowej.
— Teraz widzisz, jakie on ma serce? — skończyła.
Leszek był wzruszony.
— Tak! To wyjątkowa dobroć! Ale i my nie będziemy gorsi. Niech tylko wszystko mi się ułoży, ten człowiek dostanie w Ludwikowie chałupę porządną i dożywocie. Wiedz, że kto ci kamyk spod nóg usunie, już ma zapewnioną moją wdzięczność. I zaraz przy pierwszym spotkaniu, dam mu trochę pieniędzy...
Marychna zaśmiała się:
— To ty go nie znasz. On, wogóle pieniędzy nie przyjmuje. Przecie leczy przeważnie darmo. A poza tym powiedziałeś, że to prosty chłop. Otóż wyobraź sobie, że ja mam co do tego poważne wątpliwości.
— Niby dlaczego?
— Czy ty wiesz, że on, zdaje się, zna język francuski?
— No, mógł być na emigracji. Dużo chłopów jeździ na roboty do Francji.
— Nie! — zaprzeczyła. — Gdyby tak było, umiałby tylko mówić po francusku. Lecz on czytał i to wiersze. Tylko nie zdradź się przed nim, na miłość boską, że wiesz o tym.
— Dlaczego?
— Bo samo wspomnienie tego wywiera na nim takie straszne wrażenie! Jestem pewna, że w jego życiu jest jakaś wielka tajemnica.
— Czyli przypuszczasz, że jest to człowiek inteligentny, ukrywający się w chłopskim przebraniu?
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Znachor 02.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.
— 17 —