miał, nazywał się Pipcikowski i był zwykłym robotnikiem. Gotów jestem na to przysiąc!
Marysia przytuliła się doń:
— I nie popełniłbyś krzywoprzysięstwa. Na pewno wolałabym, byś był biedny.
— Ależ ja jestem, kochanie, biedny. Nie mam nic. Wszystko należy do moich rodziców i zależne jest od ich fantazji. Ja mam tylko posadę w Ludwikowie. Pensję i niewielki apartamencik. To wszystko. Więc widzisz, że nie robisz żadnej kariery. Największym moim skarbem będziesz ty... Skarbem, którego nikomu nie oddam...
Wpatrywał się z zachwytem w jej pochyloną głowę w złotawe błyski słońca na gładko przyczesanych włosach, w subtelny profil.
— Nawet nie wiesz — mówił — jaka ty jesteś piękna. Przecie widziałem tysiące kobiet. Tysiące. Widziałem te renomowane piękności, za którymi świat szaleje, różne gwiazdy filmowe i inne. Żadna z nich nie mogłaby równać się z tobą. A już na pewno żadna nie ma takiego wdzięku. Ty nie wiesz, że każdy twój ruch, każdy uśmiech, każde spojrzenie to dzieło sztuki. W tych parszywych Radoliszkach też umieli poznać się na tobie! Ale zobaczysz, kiedy wprowadzę cię w wielki świat! Wszyscy głowy potracą! Mówię ci! Najsławniejsi malarze będę dobijać się o portretowanie ciebie. Pisma ilustrowane będą podawać twoje fotografie...
— O Boże! — zaśmiała się — Jak ty strasznie przesadzasz!
— Nic nie przesadzam! Zobaczysz sama. A ja będę chodził dumny jak król. Wiem że to próżność, ale bodaj każdy mężczyzna ma tę wadę. Cieszy go i napełnia pychą to, że ma kobietę której mu wszyscy zazdroszczą.
Marysia potrząsnęła głową:
— Jeżeli nawet znaleźliby się tacy, co dopatrzyliby się we mnie jakiejś urody, to i tak do zazdrości byłoby jeszcze mało. Strach, znów ogarnia na myśl, jak ja będę kompromitowała się swoim brakiem form towarzyskich, swoim nieobyciem i głupotą.
— Maryśka!
— No, tak. Myślisz, że twoi znajomi zapomną mi to, że byłam panienką sklepową u pani Szkopkowej? Będę cały czas jak na cenzurowanym. Bo i rzeczywiście jestem zwykłym kopciuszkiem. prowincjonalną gąską. Nie potrafię wśród twoich ruszać się, nie potrafię z nimi mówić. Przecie moje wykształcenie jest prawie żadne. Wprawdzie mamusia miała zamiar przygotować mnie do matury, ale jak wiesz, matury nie mam. Żenisz się z — prostaczką.
W jej głosie brzmiał smutek. Leszek łagodnie wziął ją za rękę i zapytał:
Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Znachor 02.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.
— 26 —