Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Znachor 02.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.
—  88   —

— Pozwólże i mnie — wyciągnął do Marysi obie ręce pan Czyński — bym podziękował ci za szczęście naszego syna.
— To ja dzięki niemu jestem szczęśliwa! — uśmiechnęła się wreszcie nieco ośmielona Marysia.
— Spójrzcie tylko, jaka ona piękna! — zawołał z egzaltacją Leszek, który dotychczas przyglądał się całej scenie w jakimś radosnym osłupieniu.
— Winszuję ci, chłopcze! — poklepał go po ramieniu ojciec.
— Jest czego, prawda? — zarozumiale potrząsnął głową Leszek. — Ale wy jej jeszcze nie znacie. Gdy ją poznacie tak, jak ja, zobaczycie, że to prawdziwy klejnot, że to jest wprost ucieleśniony cud!
— Leszku! — zaśmiała się Marysia. — Jak ci nie wstyd tak kłamać! Po takiej reklamie państwo będą doszukiwali się we mnie bodaj czegokolwiek na jej uzasadnienie. Tym przykrzejsze będzie rozczarowanie, gdy się okaże, że jestem prostą i głupiutką dziewczyną...
— Twoja skromność — przerwała jej pani Czyńska — jest już dużą zaletą.
— To nie jest skromność, proszę pani — potrząsnęła głową Marysia. — Proszę nie myśleć, że ja nie zdaję sobie sprawy z tego, czym jestem i jak bardzo trudno mi będzie, ile wysiłku, ile trudu będzie mnie kosztowało przynajmniej o tyle zbliżyć się do poziomu i Leszka i państwa, i ich świata, by w nim nie razić i nie zawstydzać Leszka moimi brakami wykształcenia i wychowania. Przyznaję się otwarcie, że boję się tego, że nie wiem, czy temu podołam. A jeżeli odważyłam się na to, jeżeli pomimo wszystko, zdecydowałam się na wszelkie możliwe... zawody... na upokorzenia... to tylko dlatego, że tak bardzo go kocham...
Mówiła szybko, nie patrząc na nich, a jej przyśpieszony oddech świadczył, że wypowiada najgłębiej nurtujące je myśli.
Leszek powiódł triumfującym wzrokiem po twarzach rodziców, jakby mówił:
— Widzicie, jaką wybrałem dziewczynę!?
— I jeżeli jestem dziś taka szczęśliwa i taka dumna, że mam zostać jego żoną — ciągnęła Marysia — to bynajmniej nie dlatego, że każda uboga dziewczyna sklepowa marzy o wyjściu za mąż za bogatego i wytwornego mężczyznę. Wprawdzie cieszę się, że on, znając tyle świetnych panien, dorównujących mu i majątkiem i pozycją, wybrał mnie, nikomu niepotrzebną sierotę, ale jestem szczęśliwa i dumna dlatego, że właśnie on, najszlachetniejszy i najlepszy człowiek, jakiego znam.
Pani Czyńska przygarnęła ją do siebie:
— Rozumiemy cię, kochane dziecko. I tym bardziej gotowiśmy cię zapewnić, że potrafiliśmy już ocenić uczciwość twoich intencyj. Bądź też przekonana, że nie tylko nie spotkają cię