Strona:Tadeusz Dropiowski - Na turniach.djvu/122

Ta strona została przepisana.

— Tak, tak — zamiast nas nasze buty leżą w Koziej Dolince.
— Cóż teraz będzie? — śmiała się na zabój Lusia — takich turystów jeszcze w Tatrach nie widziałam.
— W każdym razie nie będziemy siedzieć i beczeć, jak to czasem robią pewne panny! — a potem dodałem: — A co nie ostrzegałem: oby i nasze łzy nie polały się na tych turniach! Ale żart na bok; narzeczeni są i buty są! No! chwała Bogu! Zmarnowaliśmy jednak z godzinę cennego czasu. A i teraz trzeba wypocząć!
Wdzialiśmy buciki i zaczęły się opowiadania.
— Cóż wy robiliście tam na ścianie? — pytała Cesia Zosię.
— Co? — śmiała się Zosia a potem przechyliła się do ucha Cesi; jednak usłyszałem: ca-ło-wa-li-śmy się!
Teraz Cesia wybuchnęła śmiechem:
— Boże! w takim położeniu!
— Co? jak? — pytałem.
— E! niepotrzebna ciekawość! — odparła mi Zosia.
— Wiecie państwo, jak zachowała się panna Zosia na tej wściekłej przewieszce, gdy ujrzałem jej głowę i gdy sama wisiała wprost nad przepaścią?
— Jak?
— Śmiała się!