Wtedy na wierzch wyszła moja praktyczność. Przy przepakowywaniu worków w schronisku panny śmiały się ze mnie, że nabrałem do worka sporo starych gazet, teraz dopiero okazał się ich pożytek. Napychałem bibulasty papier do mokrych bucików i wyrzucałem następnie wilgotny, aby go potem znów zastąpić suchym a po kilkakrotnym powtórzeniu tej czynności buciki wróciły do znośnego stanu. Ponadto doradziłem Cioci owinąć suche pończochy gazetą i na to dopiero wdziać buciki. Ciocia była zadowolona, stwierdzając, że nie doznaje wcale uczucia wilgoci. Triumfowałem i resztę gazet nieużytych starannie pakowałem do worka i do kieszeni, przedrzeźniając się z pannami, że kto wie, czy nie będziemy musieli całych uroczych ich postaci owijać w gazety, gdy wpadną w jaki strumień tatrzański.
Cesia udawała, że się na mnie gniewa za posądzenie o taki brak zgrabności i musiałem naturalnie za pierwszym załomem skał, który nas zakrył, przepraszać, tuląc zgrabną rączkę do ust. Oczywiście otrzymałem przebaczenie.
Dotarłszy do piargu, rozłożyliśmy się na mały odpoczynek ze względu na Ciocię, która już mocno się zasapała i spociła; piarg ją przerażał, czekała tu ciężka robota.
Te odpoczynki w górach to nader przyjemne chwile na wycieczce; towarzystwo rozprószone w marszu zbiera się w jedno grono; wszyscy się
Strona:Tadeusz Dropiowski - Na turniach.djvu/164
Ta strona została przepisana.