Strona:Tadeusz Dropiowski - Na turniach.djvu/178

Ta strona została przepisana.

Okazało się, że Niemiec zawrócił od krytycznego miejsca; doradziłem mu więc, żeby czekał, aż policja postawi tam barierę. On odszedł zgorszony moim śmiechem i pewnie więcej w Tatry nie pójdzie.
U nas proszę państwa jest inny typ. Zawsze powtarzam, że cechą turysty tatrzańskiego są pospolicie trzy przymioty: odwaga, ciupaga i blaga.
— Protestuję — zawołał profesor — ja nigdy nie blaguję.
— No, no — odrzekł Karol — nie blaguj przynajmniej teraz; dużo by o tym można mówić.
Profesor chciał się już kłócić, ale mu przerwałem.
— To są cechy ogólne, ale są odmiany: jednemu na przykład zbywa na odwadze, za to w dwójnasób szermuje blagą. Taki typ poznałem w zeszłym miesiącu na noclegu przy Morskim Oku.
Otóż leżałem już w łóżku, gdy zapukawszy wszedł do mego pokoju jakiś młody, przystojny mężczyzna z ogromnym czekanem i dużą, nowiutką, najwyraźniej jeszcze nieużywaną liną. Przedstawił mi się jako Zdzisław — nazwisko zapomniałem — z Warszawy. Rozgościł się i zaczęła się zwykła pogawędka.
— Gdzież się pan wybiera — zapytałem — pewnie na jakąś niełatwą turę.
— O, panie! ja już wracam ze wspaniałej tury, pierwszorzędna wyprawa, mam przewodnika.