Strona:Tadeusz Dropiowski - Na turniach.djvu/190

Ta strona została przepisana.

weszli, odsłonił się nam nowy, piękny widok. Wspaniała turnia, uformowana pod szczytem w ogromną, regularną galerię, opadała pionowymi krzesanicami w dół a ściany pod galerią były zdobione jakby przez artystę rzeźbionym laskowaniem. Jakby ogromny chór w olbrzymiej świątyni.
— To Ganek! — wykrzyknął przyrodnik.
Wspaniały! W dole głęboko jaśniała łagodną zielonością cudna, przecięta wstęgą Białej Wody polana pod Wysoką, dokoła zaś dzikie turnie; przepyszny kontrast!
Przyrodnik z żoną zaczęli zaraz rozprawę na temat Ganku; ten szczyt a szczególnie przejście od przełęczy Gankowej na wierzchołek stanowił w ich mniemaniu główny tytuł ich sławy taternickiej. W kilka lat później stwierdziłem, że ta droga nie przedstawia dla wprawnego żadnych nadzwyczajnych trudności, choć jest silnie eksponowana, podobna z wielu względów do sławnego konia na Lodowym i jest wszędzie przystępna bez liny, choć ubezpieczenie zresztą nie zawadzi.
Teraz jednak na niewidziane Karol i ja zaczęliśmy trochę przedrwiwać, profesor się zaperzył i nastrój się popsuł.
Droga z Rysów na południowej stronie wije się pięknymi serpentynami, jest ładna i łatwa. Szliśmy więc w dowolnych grupkach, zmieniających się co chwilę. Taternik tylko szedł milczący i markotny. Nic dziwnego: przed wycieczką wyobrażał sobie, że będzie dowódcą wyprawy, że będzie osią wy-