Strona:Tadeusz Dropiowski - Na turniach.djvu/197

Ta strona została przepisana.

Nazajutrz podążyliśmy do Szczyrbskiego jeziora; kolejka elektryczna do Smokowca jeszcze nie była gotowa a że do odejścia pociągu kolejki zębatej było jeszcze trochę czasu, wypiliśmy kawę a potem oglądaliśmy jezioro. Ze swym obramieniem leśnym, z barwnymi willami nad brzegiem jest to cacko Tatr południowych. Widok na Tatry stąd przepiękny; z wysokodolinowych punktów to zapewne najpiękniejszy punkt widokowy w Tatrach; olbrzymi łańcuch gór od Krywania po Sławkowski szczyt rozciąga się tu w przepyszną panoramę; z miłym uczuciem witaliśmy Rysy, z ciekawością trochę niespokojną potężny szczyt Garłucha.
Potem jazda kolejką zębatą do Szczyrby, stąd koleją do Popradu i znów tramwajem elektrycznym do Szmeksu. W Szmeksie gdy panie ujrzały sklepy z rozmaitymi cackami, zaraz potraciły głowy i wszyscy rozbiegliśmy się po zakupy; ale ta okoliczność stała się powodem, żeśmy się wzajemnie pogubili. Wyszedłszy z jakiegoś sklepu, nadaremnie rozglądałem się za resztą towarzystwa. Przeszedłem w kółko przez Nowy Szmeks, podziwiając piękne wille, trawniki i klomby pełne kwiecia. Wszystkie ścieżki wysypane żółtym piaskiem, utrzymane w błyszczącej czystości; jest to niewątpliwie europejskiej miary uzdrowisko. Westchnąłem też, wspomniawszy porządki w naszym zresztą ślicznym i oryginalnym Zakopanem.