Strona:Tadeusz Dropiowski - Na turniach.djvu/201

Ta strona została przepisana.

Poszliśmy oglądnąć wodospady Zimnej Wody. Od schroniska Kozicy podziwialiśmy Łomnicę, której szczyt ślicznie wyrzeźbiony w strome ściany podparte potężnymi szkarpami licznych grani robił imponujące wrażenie. Zeszliśmy potem w dół i podzieliwszy się wedle płci na dwie grupy, użyliśmy pod mniejszymi wodospadami prawdziwie tatrzańskiej, zimnej, ale orzeźwiającej kąpieli. Była to ze względu na upalny i słoneczny dzień pierwszorzędna przyjemność. Gdy ujrzałem potem Cesię, była różową jak prześliczny wiosenny poranek.
Potem kawa w Kozicy i powrót kolejką linową do Szmeksu, skąd zaraz pięknymi ścieżkami ruszyliśmy ku Śląskiemu schronisku w dolinie Wielickiej pod Garłuchem. Droga wiodąca przeważnie lasem była nader przyjemna, upał się zmniejszał w miarę zbliżania się wieczora i wznoszenia się na wyższy poziom, zachód się złocił; prawdziwie pogodny, letni dzień.
Gdyśmy wyszli z lasu na polanę, na której stoi granitowe schronisko, ujrzeliśmy przed sobą potężne ściany Garłucha; po drugiej stronie opadały ściany Granatów Wielickich a wyżej piętrzyły się turnie Staroleśnej. Głęboko pod nami złociła się w zachodzącym słońcu zapewne łanami zbóż dolina Popradu; wieże kościelne i bieluchne ściany domów wsi i miasteczek lśniły się w słońcu, tworząc z tej wysokości malownicze miniaturowe grupki.