Strona:Tadeusz Dropiowski - Na turniach.djvu/22

Ta strona została przepisana.

Było śmiechu co niemiara.
— Oby tak nie było ze mną — rzekłem, patrząc na zwały chmur i mgieł, które zasłaniały wszystko.
Stanęliśmy przed pomnikiem Chałubińskiego a raczej Sabały.
— Czekaj — rzekłem — Sabałę na pewno widziałem.
— Niemożliwe — zaprzeczył.
— Ale z pewnością — tylko gdzie? Ach, — uderzyłem się po czole i zacytowałem: — A Pan-jezus prask śmiertecke w pysk, prask w pysk. Widziałem go na scenie. To nieporównany Fiszer, komik lwowski, przedstawiał Sabałę i opowiadał jego bajkę o śmierci. Mówiono, że wykapany Sabała, tylko zamiast skrzypek miał fajeczkę w ręku.
Zbliżaliśmy się do Kuźnic, gdy deszcz puścił się strumieniami; schroniliśmy się na werandę restauracji.
Po chwili śliczna panna w białym czepku zbliżyła się do nas, pytając, czego sobie życzymy.
— Prosimy o kawę i rożki — zarządził mój towarzysz.
— Ależ jesteśmy już po kawie!
— To nic — takiej kawy nie dostaniesz w całej Polsce a rożki tutejsze są sławne.
Po chwili śliczna czepcula zjawiła się z dymiącymi imbrykami i tacką rożków. Brunetka, może siedemnastoletnia, z cudnymi niebieskimi oczyma; patrzała na nas czarująco. O tak, na tury-