Strona:Tadeusz Dropiowski - Na turniach.djvu/31

Ta strona została przepisana.

rzecz rodu męskiego, jeśli chce zdobyć nasze serca. Ja cenię wolność i swobodę.
Tu potrząsnęła bujną, po szyjkę obciętą czuprynką, która jej nadawała cechę ładnego, rozhukanego chłopca i pobiegła przodem.
— Hola, panno Erno! wolniej! — wołał Karol. — To wbrew wszelkim regułom taternickim; zaraz poznać nowicjuszkę. Któż tak wydziera naprzód! Czy pani myśli, że mi pani tym zaimponuje? My już takie widzieli: leci, goni a potem pod pierwszą turnią siada i jęczy: ja już dalej nie mogę.
Erna, zatrzymawszy się trochę, rzekła:
— Jeśli pan Karol myśli, że obejmie nade mną komendę, to się myli. Ja tego niezwyczajna; w domu ja wszystkim komenderuję a mój rumak, który nikogo słuchać nie chce, och, jak mnie słucha!
— Widzieliśmy — rzekł Karol — jak pani ugania na nim po Zakopanem! Wie pani, jak panią nazywają?
— O wiem: Kozak-dziewczyna. Niech będzie. Mam coś z natury kozaczej, bom z Ukrainy. Och, jak to przyjemnie puścić się na pysznym rysaku w pole, w step, gonić jak wicher — ho! ho!
— Panno Erno — rzekłem — to wszystko śliczne na równinach, ale po Tatrach nie można wichrem gonić. Im kto wolniej idzie w górę, tym prędzej i dalej zajdzie. Reguła taternicka.
— E, co mi tam! — odparła Erna. — W szkole nie lubiłam nigdy żadnych reguł i tu o nich nie chcę