Strona:Tadeusz Dropiowski - Na turniach.djvu/41

Ta strona została przepisana.

— No! wiecie państwo — odparł Karol — słusznie to któryś pisarz — zdaje mi się Sienkiewicz — twierdzi, że kobieta ubiera się we wszystko: w miłość, cnotę, poświęcenie, w nowy kapelusz a panna Lusia ubiera się w szczyt, z którego spadł nieszczęśliwy turysta.
— To nic — rzekłem — ale gdy który z nas spadnie, to będzie uważała, że jej z tym szczytem jeszcze bardziej do twarzy.
— To jest złośliwość twierdzić tak o kobietach — broniła panna Erna — mężczyźni gorsi! Gdy z którego szczytu spadnie turysta, to zaraz całe rzesze dążą na ten szczyt, aby potem mówić: Patrzcie, taki a taki taternik spadł a ja tam byłem i jestem cały; klękajcie narody!
— Moi państwo — rzekła Cesia — nie spierajcie się; jedna i druga płeć ma swe wady a pewna próżność i chęć popisu jest obu wspólna. Zdaje mi się jednak, że próżność w dzisiejszej naszej wycieczce podrzędną gra rolę; więcej znaczy pragnienie pięknych widoków i swobody, chęć poznania Tatr a może i pokochania tych gór. Bo mówią, że Tatry można pokochać.
— Panna Cesia ma słuszność — rzekłem — ja już na pół je kocham, choć jeszcze znam malutko i choć przyjęły mnie w sposób niegościnny i odstręczający. Pierwsza moja wycieczka na Zawrat przed trzema laty, jak paniom wczoraj opowiadałem, spełzła na niczym, skończyła się w Kuźnicach. Gdy przed tygodniem pojechałem po raz pierwszy fur-