Strona:Tadeusz Dropiowski - Na turniach.djvu/58

Ta strona została przepisana.

z Warszawy obiecywała posłać obrazki z tej wycieczki do jednego z pism ilustrowanych. Prosił mię potem, żebym zniszczył kliszę. Ani mowy; narobiłem po powrocie odbitek i rozdałem paniom a one jedną wręczyły jemu w ładnej ramce. Był na niej rozanielony i rozczulony.
Wnet też zjawiła się Śliczna pani ze swą asystą a trzeba dodać, że towarzystwo było tym odosobnieniem się zgorszone, szczególnie panie. Panny z matką zjawiły się też na werandzie, objawy choroby morskiej już minęły. Chciały wracać koleją, ale dały się namówić na powrót łodzią, gdyż marynarze zapewniali, iż wiatr na morzu ustał. Salonowiec miał dolną część ubrania całkiem nową i asystował blondynce i pannom przy wsiadaniu do łodzi. Zauważyłem, że Śliczna pani była podniecona, inżynier rozpromieniony a gołowąsy adorator miał wygląd nienaturalny i był ponury. Zapewne niepowodzenie w miłości.
Powrót był bajeczny; morze wygładzone jak błękitna tafla. Zapadł przepiękny wieczór i jeszcze cudniejsza noc. Było dość ciemno, ale niebo całe lśniło milionami gwiazd a morze w zachwycający sposób fosforyzowało. Jest to prześliczne zjawisko. Statek zostawiał za sobą seledynową jaśniejącą smugę, naokoło dzioba tworzyła się świetlana jasność; gdy włożyłem rękę do wody, cała ręka i woda świeciła dziwnym blaskiem. Usiadłem na tylnym pomoście, aby oglądać fosforyzującą smugę; po chwili dopiero zauważyłem, że obok w ro-