Strona:Tadeusz Dropiowski - Na turniach.djvu/59

Ta strona została przepisana.

dzaju niszy utworzonej przez ścianę kajuty i burtę siedzi para: Śliczna pani i jej młodszy adorator, który był już na pół pijany a na pół oszalały namiętną miłością. Już przed tym widziałem, że ona bawi się z nim jak kotka z myszką, umyślnie podnieca jego uczucia a poza jego plecami uśmiecha się porozumiewawczo do inżyniera, który patrzał na młokosa niechętnym okiem, ale znosił go dla zabawy Ślicznej pani. Mimowoli usłyszałem rozmowę: młodzieniec oświadczał swą miłość, to znów przedstawiał swą rozpacz, wreszcie żądał jako dowodu uczuć — pocałunku, przy czym groził, że rzuci się w morze.
Śliczna pani, śmiejąc się, odmawiała, on szalał. Niechcąc być dłużej świadkiem mimowolnym tej sceny wstałem i przeszedłem na przedni pomost; w drzwiach kajuty spotkałem inżyniera, który szukał Ślicznej pani. Siadłem na ławeczce przedniego pomostu, gdzie było zebrane prawie całe towarzystwo, które teraz odosobniało się od trójki, gdy nagle rozległ się krzyk i coś wpadło w morze. Przy seledynowej jasności fosforyzujących fal poznałem maturzystę; jak się okazało chłopiec zrozpaczony skoczył w morze, aby się utopić; zanurzył się w wodzie a statek tymczasem szybko odpłynął. Jednak natychmiast zakreślił wspaniały łuk i podążył z powrotem na miejsce katastrofy. Nasz młodzian, którego chłód wody morskiej musiał otrzeźwić, wypłynął na powierzchnię a ponieważ dobrze pływał, utrzymywał się więc na fali, aż nadpłynęła